sobota, 25 sierpnia 2012

Domek


Narysowało mi się dzisiaj domek.
I nie będzie nic o zoo!

Taki duży jest bo jak zmniejszam go w fotoszopie to jak zwykle robi się strasznie nieostry. Bleh.

Domek ma numer 62. Wydaje mi się, że nie bez powodu. Właśnie przed chwilą zauważyłam, że mamy rodzinnie bardzo duże szczęście trafiać na te dwie cyfry w naszych domach. Blok w którym mieszkaliśmy miał numer 62. Dom - 262. A teraz - 6 :)

Ten domek straszliwie kojarzy mi się z Paryżem. Trafiliśmy w Paryżu do niewiarygodnie wspaniałego sklepu z... domkami dla lalek! Mamma mia! To był raj na ziemi - nie da się tego inaczej określić! Nigdy w życiu nie widziałam tak pięknych domków dla lalek! I tylu mebelków, laleczek, szczególików najmniejszych! Coś niesamowitego! Sklepik znajdował się gdzieś w bocznej uliczce, w uroczej malutkiej, różowej kamieniczce i cały był poświęcony domkom dla lalek!
Nawet męska część naszej grupy uznała zgodnie, że sklepik był zupełnie fajny (a to dlatego, że wypatrzyli tam maleńkie, drewniane laptopiki i komputerki dla lalek).

W ogóle cała ta podróż do Paryża była niesamowita.
Pewnego razu z Krakowie, pewna Kasia (którą widziałam może drugi raz w życiu?) zaproponowała mi wycieczkę do Paryża. Zaproponowała to również dwóm innym osobom, których nie znała za dobrze (Bartkowi i Piotrkowi). Ja też znałam ich tylko z widzenia.
I tak oto pojechaliśmy sobie w czwórkę, nie znając się, do Paryża. To była chyba najbardziej niesamowita podróż mojego życia! 
Przywieźliśmy stamtąd Pana Pora - kiedyś coś o nim napiszę :)
A ja, na dodatek, przywiozłam stamtąd dwoje superowych przyjaciół i... Menrza :)



czwartek, 23 sierpnia 2012

Balonem



To jest rysunek narysowany specjalnie dla Jo. Jest jej własnością. Więc nie ma żartów!

Bo chciałam Wam powiedzieć, że żyrafy i psy kundelki bardzo lubią latać balonem! Podobnie jak inne zwierzęta pozbawione skrzydeł. Bo mogą wtedy wyciągnąć łapkę i... dotknąć chmur!
Mogą też polizać chmurę jeśli chcą! I zobaczyć, że smakuje jak deszcz :)
Żyrafy i psy kundelki raczej nie latają balonem samodzielnie bo jest to zbyt niebezpieczne. Dlatego musiałam narysować ich razem z Iwonką i jej córeczką Tolą.

Żyrafa i pies kundelek mieszkają sobie w Ogrodzie Zoologicznym. Po tym, jak w zoo działy się Przedziwne Rzeczy, żyrafa i piesek (który ma na imię Franek) z całych sił zapragnęli polatać chociaż przez chwilkę! Zobaczyć świat z góry, poczuć wiatr w uszkach i w nozdrzach...! Ah! Całe szczęście, że Iwonka i Tola zgodziły się zabrać ich na małą wycieczkę balonem.
Piesek Franek pomyślał sobie, że po tej podróży na pewno wszystkie zwierzęta w zoo też będą chciały polatać balonem, ale nie powiedział tego Iwonce. Na wszelki wypadek.
Bo zwierzęta w tym Ogrodzie Zoologicznym wyjątkowo polubiły latanie. Wiedzieli o tym wszyscy, którzy mieszkali w sąsiedztwie zoo.

Co to za dziwne zwierzęta mieszkają w tym zoo? - tak sobie pewnie pomyśleliście. Ja też tak sobie czasem myślę. Ale jestem na tropie! Już wiem coraz więcej na ich temat. Chciałabym dowiedzieć się o nich jeszcze więcej, ale... zupełnie nie mam czasu ostatnio. Stąd też moje zaniedbania blogowe.
Nadrobię niedługo :)

A dzisiaj zupełnie przypadkiem zauważyłam, że dostałam od Maryś niesamowicie sympatyczne wyróżnienie :) Nie miałam czasu zaglądnąć na Wasze blogi bo mój laptok miał wakacje. Włączyłam go dzisiaj, a tu taka miła niespodzianka :) Dziękuję i polecam blog Maryś :) Mojej imienniczki :)

A poza tym to strasznie trudno mi było napisać tych parę zdań bo Monsz mój tu obok fotografował w tym czasie... LIZAKI! A ja uwielbiam lizaki! I zupełnie nie mogłam się skupić na pisaniu.

czwartek, 9 sierpnia 2012

Wind


Jak się leci samolotem to można z góry wypatrywać swój dom i dom sąsiadów i babci. Można obserwować samochody i zastanawiać się dokąd jadą. I podziwiać geometryczność pól uprawnych. I wszystko wydaje się takie strasznie malutkie i śmieszne. Bo będąc na dole droga z domu do sklepu to całe kilometry do przemierzenia. A z góry... to tylko jeden centymetr odległości. U góry zmienia się sens wszystkiego. Nagle odczuwa się potrzebę częstego podróżowania - bo przecież wszystko jest tak blisko! Wystarczy 60 minut i... Paryż! Albo Malta! Albo Sztokholm! 60 minut to idealny czas na przeczytanie całej babskiej gazety i kilku rozdziałów Muminków.

Myślę, że kiedyś (być może całkiem niedługo) zwyczajni ludzie będą mieli własne samoloty, tak jak teraz samochody. Wtedy na spacer z psami będzie się latać do Wiednia :)

Rozalinda (cóż za wyszukane imię) leci właśnie swoim własnym samolotem marki Daewoo (może nie jest to najlepsza marka, ale za to niedroga i oszczędna). Leci odwiedzić swoją przyjaciółkę, która mieszka w Liverpoolu. Przed chwilą minęła Ogród Zoologiczny, w którym działy się niezwykłe rzeczy! Nie mogła uwierzyć własnym oczom w to co tam zobaczyła! Niestety leciała dosyć szybko, więc nie przyglądnęła się wszystkiemu tak dokładnie jakby chciała.
Ale żeby takie rzeczy działy się w zoo...?
Spostrzegła również, że całe to wydarzenie fotografował jakiś reporter w krótkich spodenkach. Widziała też małego tapirka, który się go przestraszył i uciekł do domku.
A pozostałe zwierzęta? Mamma mia, cóż one wyprawiały!
Rozalinda dosyć szybko przeleciała nad zoo swoim niezawodnym samolotem Daewoo. Ale zdążyła jeszcze na chwilkę obrócić głowę w jego stronę i spostrzec w rogu (przy ogrodzeniu z lamami) małego chłopca w towarzystwie tajemniczego misia z balonikiem w ręce...

Co dziwnego działo się w zoo? Co robiły zwierzęta? Kim jest chłopiec i miś z balonikiem z łapce?
Dziś jest już za późno na rozwiązywanie takich tajemnic. Już pora spać!




sobota, 4 sierpnia 2012

Znowu lalka?





 

Tak. Znowu lalka.
Uszyłam jej ciało, a moja kuzynka Justyna uszyła piękną sukienkę.
Sukienka uszyta jest z koła, więc jest straszliwsko szeroka i lalka może w niej tańczyć i kręcić się dookoła i wyglądać jak królewna na balu. Ma ramiączka z falbanki i w ogóle jest niesamowita!
Ciało uszyte igłą ręczną. Sukienka bardzo starannie uszyta na maszynie - czynnie obserwowałam cały proces jej tworzenia!

Też bym chciała szyć na maszynie.

W ogóle to Justyna tworzy niesamowite rzeczy na drutach. Zrobiła zestaw ślicznych czapeczek i bucików dla swojego malutkiego synka.

Pojechałam do Justyny moim małym, śmiesznym samochodzikiem. Całe szczęście, że mi nie wybuchł.
Bo podobno samochody bardzo łatwo wybuchają:

-Mój dziadzio zaglądnął pod maskę mojego auta i powiedział, że "taki brudny silnik to straszne niebezpieczeństwo! Wystarczy iskra i to wszystko się zapali". I wybuchnie!

-Monsz mój w czasie jazdy zasugerował, "żebym lepiej spaliła całą zgromadzoną benzynę (zgromadzoną w jakiejś tam róże czy czymś) zanim przełączę samochód na gaz bo połączenie benzyny i gazu jest bardzo niebezpieczne!" I samochód może wybuchnąć!

-Tato mojego Menrza powiedział, że "jeżdżenie z takimi klemami jest bardzo niebezpieczne. Bo wystarczy iskra i...". I samochód może wybuchnąć.

I jak ja mam się nie bać jeździć samochodem?

-----

Dodam, że bardzo lubię mój samochód :) Zmieniłam mu te nieszczęsne klemy, wyczyściłam silnik i w ogóle. Nie powinien wybuchnąć. Tak myślę :)