Wczoraj o godzinie dziewiętnastej wyruszyliśmy na rodzinną
przygodę (prawie w komplecie – pies został jednak w domu). Cel wyprawy zdawał
się być kuszący i atrakcyjny, więc towarzyszyły mu adekwatne emocje – lekkie poddenerwowanie
i skrywana ekscytacja (u dorosłych członków wycieczki – czyli u konkubenta i u
mnie) oraz radosne piski (u poTomka).
Wsiedliśmy do samochodu i udaliśmy się na
ulicę Ogrodową (cóż za romantyczna nazwa!), aby OBEJRZEĆ MIESZKANIE. Nie była to
pierwsza tego typu przygoda, w ostatnim czasie zwiedziliśmy już kilka mieszkań
na sprzedaż (nasze obecne lokum przestało spełniać standardy rodziny
wielodzietnopsiej). Jednak wczorajsza wyprawa zupełnie nas zaskoczyła.
Od kilku
dni Konkubent pozostawał w kontakcie z właścicielką przestronnego lokalu przy Ogrodowej,
która kusiła go atrakcyjnymi zdjęciami (mieszkania) i obietnicami
niezapomnianych widoków z balkonu.
Udaliśmy się więc na miejsce.
Drzwi
otworzyła nam przemiła Pani Właścicielka zapraszając nas do kuchni (stan: do generalnego
remontu – mieliśmy tego świadomość). Wręczyła nam wydruki z przykładowymi
aranżacjami przestrzeni po czym powiedziała, że pozostałej części mieszkania
nie zobaczymy. Lokatorzy (studenci) są nieobecni i pozamykali swoje pokoje na
klucz. „Ale mogę pokazać Państwu zdjęcia przepięknego widoku z balkonu!” –
usłyszeliśmy na pocieszenie. Zostaliśmy także zaprowadzeni do łazienki i
toalety (gdzie unosił się swojski zapach tak zwanego klocka. Jak to w starych
ubikacjach – wiadomo).
Wyprawa zakończyła się sukcesem – do końca wieczoru byliśmy
w doskonałych nastrojach. Ciekawe co przyniesie następna przygoda!