niedziela, 28 października 2012

Misie


Bo to było tak.

Babcia wciąż powtarzała Hani: bądź kulturalna. Nie bekaj w towarzystwie. Jedz małymi kęsami. Nie siorb. Nie zakładaj nogi na nogę. Nie mamrocz pod nosem. Myj wannę po sobie. Buty pastuj. Zmywaj osad herbaciany z kubka. Z odpływu umywalki włosy wyciągaj. Nie zjadaj trzech cukierków na raz. Zęby myj po jedzeniu. Przepuszczaj starszych w drzwiach. Ceruj dziury w rajtkach. Nie zostawaj na noc u kolegi! Prowadź mi się dobrze!

Hania starannie przestrzegała wszystkich rad babci. Prowadziła misie lepiej niż ktokolwiek inny.

Jak byłam mała, zastanawiałam się dlaczego podczas mszy mówi się: "Wysłuchaj na spanie" (modlitwa wiernych to się nazywa?).

Ale teraz myślę, że przed spaniem rzeczywiście lepiej się słucha. Wszystkiego lepiej się słucha jak jest ciemno: radia, telewizji, ciszy, opowieści mamy, taty, Menrza, psa nawet. Można też słuchać własnych myśli.

Wiec wychodzi na to, że po zmianie czasu na zimowy, kiedy więcej jest nocy niż dnia, lepiej się będzie słuchało.

Może dlatego, słuchając własnych dziwnych myśli przed spaniem, takie absurdy przychodzą mi do głowy. Lepiej nie pisać postów przed spaniem.

Nie lubię krótkich postów, ale może lepiej jak już skończę.


Jeszcze tylko zdjęcie Jadzi. Tak wygląda Jadzia kiedy się ją obudzi rano (żeby ją przenieść z kocyka do terrarium). Bo Jadzia całą noc biega po pokoju, a jak się zmęczy to zakopuje się w swoim kocu i zasypia. Rano trzeba ją obudzić i przenieść do ciepłego terrarium. Branie do rąk jeża, który śpi to nie jest zbyt dobry pomysł.

Jadzia to straszny śpioch, co widać po rozespanych oczach!

fot. Monsz: www.piotrgalus.pl



czwartek, 25 października 2012

My


Rysuję różnych ludzi, których znam lepiej lub gorzej, więc czemu miałabym nie narysować Menrza i siebie? Na spacerze z psami.
Wczoraj, leżąc na kanapie, pomyślałam sobie: zrobię Menrzowi niespodziankę i narysuję nas na spacerze z psami. Tak, on lubi takie spacery. To będzie dobra niespodzianka!

Więc schwytałam ołówek (który miał zamiar ukryć się przede mną, był już blisko swojej ulubionej kryjówki, ale go przechytrzyłam) i przez kolejną godzinę (z ogromną starannością!) oddawałam się jakże artystycznej twórczości.

Monsz, co jakiś czas, spoglądał na mnie zza monitora swojego komputera, aż w końcu nie wytrzymał i oznajmił, że on MUSI zobaczyć moje "dzieło"! Nie miałam zamiaru mu na to pozwolić, przysięgam. Ale przegrałam w "ganianego" i musiałam :(

Monsz popatrzył na rysunek, przyglądnął mu się badawczym okiem (jego oko jest wyjątkowo badawcze), po czym zaczął się głośno śmiać!

Wnioski: nie pokazuj Menrzowi swemu rysunku, zanim nie uznasz, że jest na to gotowy (i Monsz i rysunek)!

Ja wiem, że Ferdek wygląda trochę jak Filifionka, że Doksa ma inny pyszczek, że Laura to już w ogóle... A my? Oj tam, oj tam. Rysowanie jest fajne!

Podobieństwa nie musi zawierać się w twarzach (lub pyszczkach) portretowanych osób. Wystarczą odpowiednie dodatki i kolory. Tak mu powiedziałam!

W związku z tym Monsz ma swoją kurtkę, fantazyjną czapkę od swojej mamy, ukochany aparat i swojego psa Doksę (imię ma po zegarku!). Doksa (klik!) ma język (którym ciągle wszystko liże), długie splątane włosy i pozę wyrażającą chęć do zabawy.
Ja również, jak Monsz, mam swoją szarą kurtkę, misiową czapkę (od mojej mamy) oraz dwa psy, Laurę i Ferdka. Ferdziu (klik!) ma klapnięte uszko, a Laura (klik!) siedzi niczym młode cielę (nie wiem czy cielęta tak siedzą w rzeczywistości? Laura czasem też galopuje niczym koń. W ogóle przypomina różne duże zwierzęta! Każdemu inne).

Przypomniało mi się, dziś jest DZIEŃ KUNDELKA! Ferdek obchodzi swoje święto :) Pokłony dla Waszych kundelków!

A od jutra do niedzieli jest moje ukochane święto! Targi Książki w Krakowie :) Już jest nowa książka Musierowicz! Ha! :) A ja jeszcze jej nie mam. I książka Rowling dla DOROSŁYCH! Ją też muszę mieć! I jeszcze wiele, wiele innych. Ale to może już nie w ten weekend.

Wszystkiego dobrego dla Was z okazji innych, ważnych dla Was świąt! ;)



piątek, 19 października 2012

Zoo Zenona - Frania


Wracam do tego co wydarzyło się w Ogrodzie Zoologicznym pana Zenona! Jakby ktoś nie pamiętał na czym skończyłam relację bociana: klik!



Co tak zdziwiło wszystkich przechodniów, którzy tego dnia znaleźli się w pobliżu zoo?

Tuż nad wejściem do zoo, kilka metrów nad ziemią, unosił się… hipopotam! Prawdziwy, żywy hipopotam! 

- To przecież Bogdan! – krzyczał zaaferowany pan Zenon, właściciel Ogrodu Zoologicznego, biegając w kółko obok wybiegu dla hipopotamów. – Bogdan, co Ty wyprawiasz?! Przecież hipopotamy nie latają! Mamma mia!

Bogdan (klik!) zdawał się wcale nie reagować na wołania pana Zenona. Unosił się w powietrzu, delikatnie falując na wietrze (jakby ważył pół tony mniej!) i uśmiechał się najszerzej jak tylko potrafił. Był tak zadowolony, że jego policzki zrobiły się całe różowe! Od czasu do czasu Bogdan wybuchał głośnym, serdecznym śmiechem i machał łapą do swojej córeczki, małej hipopotamki, która spoglądała na niego z dołu.  

Pod wybiegiem dla hipopotamów zebrali się wszyscy pracownicy zoo. Na miejsce przybyła również pani weterynarz Frania.  Dobrze, że akurat miała przy sobie lornetkę! Stanęła obok małej hipopotamki i bardzo dokładnie oglądnęła jej latającego tatę – przez lornetkę. Precyzyjnie przyglądnęła się jego brzuchowi, wielkim łapom i pazurom. Poprosiła go nawet, żeby otworzył paszczę i sprawdziła stan jego uzębienia. Wszystko wydawało się być w porządku. Hipopotam Bogdan był zdrowy. Frania nie potrafiła powiedzieć dlaczego taki wielki zwierz unosił się w powietrzu!

Powstała straszna wrzawa. Pracownicy zoo przekrzykiwali się nawzajem wymyślając absurdalne powody tego niecodziennego zjawiska. Sebastian (który w zoo zajmował się czystością wybiegów) uparcie twierdził, że hipopotam musiał połknąć w całości miejskiego gołębia. Gołąb latał w wewnątrz hipopotama próbując się z niego wydostać i w ten sposób unosił go w powietrzu. Nikt nie uwierzył w dziwną teorię Sebastiana. Przecież w pobliżu Ogrodu nie było nigdy żadnych gołębi!

Biedny pan Zenon krążył wokół wybiegu zdenerwowany. Co chwilę łapał się za głowę i mruczał po nosem coś w stylu: „Jak to możliwe?”, „Co teraz będzie?”, „Jak my go teraz nakarmimy skoro jest tak wysoko?”. 
 - Nie może przecież tak latać w nieskończoność! – przemówił głośno – W końcu zgłodnieje i zejdzie na ziemię, żeby coś zjeść! 

Irenka (klik!) przygotowała dla hipopotama Bogdana same najwspanialsze kąski, które Bogdan od zawsze uwielbiał (risotto, łazanki i pulpet). Nałożyła mu porcję większą niż zazwyczaj i ustawiła ją tak, żeby aromat jedzenia szybko dotarł do wrażliwego nosa hipopotama. Wszyscy mieli nadzieję, że to przekona Bogdana do wylądowania. 

Nic z tego.

poniedziałek, 15 października 2012

Lalka




Pamiętacie mój rysunek dziewczynki latającej z balonikami? O ten (klik!).
Wyobraźcie sobie, że ta dziewczynka OŻYŁA! Jest tutaj, patrzę na nią, trzymam za rękę!!! A ona lata po moim pokoju i od czasu do czasu wesoło się śmieje :D
To niesamowite! :D
Uszyła ją niewiarygodnie zdolna Betsy (klik!). Tak, ta sama Betsy o której pisałam dwa posty temu.

Lalka jest taka ładna! Mięciutka, pachnąca, uśmiechnięta, rumiana, rozmarzona, optymistyczna! Tak pięknie uszyta! I ma zdejmowaną spódniczkę na guziczek! I kolorowe baloniki! Na serio! Ma prawdziwe baloniki! :D I one unoszą ją w powietrzu :)

Nie dość, że jest taka ładna to jeszcze jest wzorowana na moim rysunku! Wiecie jakie to jest przyjemne? Jeśli nie wiecie, to Wam powiem, że SUPEROWE! Ogromna radość dostać taki prezent! :)

Chodziłam po całym domu, zrobiłam jej z tryliard zdjęć (a ona cały czas wesoło chichotała!). Nie mówi zbyt dużo, ale mnie to nie przeszkadza. Znam ją trochę, wiem, że zamiast mówić woli sobie pomarzyć ;)
Teraz zaprzyjaźnia się ze słoniem i z Sówką (klik!). Mam wrażenie, że Sówka jest o nią troszkę zazdrosna (chodzi o względy słonia!). Zobaczymy co to będzie.

To pierwsze zdjęcia, na samej górze, ma oczywiście przypominać rysunek ;) A to ostatnie, na samym dole, zrobił nam Monsz. Pomyślałam sobie, że co tam! Niech już będziemy razem na jednym zdjęciu.
Od lewej: lalka, ja, Ferdek, Laura (Wy jej nie widzicie, ale my tak! ;))
 

Pozdrawiamy! :)

niedziela, 14 października 2012

Nudziella


Stefania nie lubi kiedy marzną jej stopy. Na samą myśl o zmarzniętych stopach oblewa ją zimny pot.

Bleh!

Dlatego też komódka na bieliznę, która stoi w sypialni Stefanii (sypialnia w stylu śródziemnomorskim, komódka niska, z trzema, bardzo głębokimi szufladami) po brzegi wypełniona jest ciepłymi skarpetami.
Babcia Stefanii co roku, dokładnie w wigilię świąt Bożego Narodzenia, wyposaża wnuczkę w kolejną, ciepłą parę frocianych skarpetek.
Każdy kto wie ile lat ma Stefania, wie również ile ma ona par skarpetek. Jednak wśród nich wszystkich jest jedna absolutnie wyjątkowa para.
Tak wyjątkowa, że trudno to sobie wyobrazić!

Pewna para skarpet (w kolorowe paski) jest przez Stefanię tak uwielbiana, że nosi ją ona każdego dnia (oczywiście, tylko po domu, zamiast kapci).
Skarpetki te są już trochę zdarte, jedna z nich ma nawet małą dziurkę. Z tego powodu Stefania nigdy ich nie pierze ("Bo jeszcze by się zniszczyły od nadmiaru wody!" - ostrzega Stefania).

Łatwo sobie wyobrazić, że ta wyjątkowa para skarpet nie pachnie zbyt ładnie. I jest już nieco... ubrudzona. 
I właśnie ten brud, kurz i niezbyt miły zapach sprawiają, że coś dziwnego dzieje z tymi skarpetkami!!


Każdej nocy, kiedy Stefania kładzie się spać, ściąga skarpetki i rzuca je na podłogę (w skarpetach pod kołdrą jest jej jednak za gorąco). Gasi lampkę nocną i zasypia. 

A wtedy...
...obie brudne skarpety... ożywają! 

Co noc wybierają się na podbój świata!

Skarpeta Józek (prawa) zawsze jako pierwszy podpełza do drzwi wyjściowych. Jest w nieco lepszej sytuacji niż Skarpeta Roma (lewa), która ma dziurę na pięcie (przez to nie potrafi tak szybko się poruszać). 
Skarpety wyślizgują się szparą pod drzwiami i wychodzą do ogrodu. 
Jeśli wieje wiatr, mają spore szczęście. Mogą zwiedzić dalekie zakątki świata! Wystarczy, że staną na schodkach i, przy dużym podmuchu wiatru, podskoczą wyyysoko. 
Wiatr niesie je w przeróżne ciekawe, tajemnicze miejsca. 

Jak wracają do domu? Nie mam bladego pojęcia!


Stefania nie wie co wyprawiają jej skarpety, ale nabiera już pewnych podejrzeń.

niedziela, 7 października 2012

Betsy


Oto Betsy. Betsy lubi kolorowe sukienki w kropki, opaski do włosów i piegi :) Ma trzy córeczki i jedną pasję - szyje lalki (pozazdrościć tym dziewczynkom! Wyobraźcie sobie ile one mają lalek!). 
To nie wszystko! Betsy szyje też domki - poduszeczki, tildy, zające, lepi anioły i takie lalki Niedozabawy! Nie wiem jak je nazwać. Wyglądają tak: klik!. Najbardziej podoba mi się ta pierwsza - Fryderyka! Wygląda jakby przyjechała z Paryża! 

A ja uwielbiam Paryż!

Kiedyś będę mieć w Paryżu przytulne mieszkanko w widokiem na Wieżątko Ajfla... Ah. Jak tylko znajdę pracę! Mogę tam pojechać nawet moim superszybkim "Jagularem" marki Tico! (Do pracy i do Paryża.) Szkoda tylko, że francuski język jest taki trudny :(

A wracając do Fryderyki... 

Jest taki jeden Ferdek, który zawdzięcza swoje imię tak wielu osobom, że trudno jest wszystkie tu wymienić! Wśród nich są takie osobistości jak: Ferdek Kiepski, Freddy Krueger, Freddie Mercury,  Fred Astaire, Fernando Alonso i Byczek Fernando.
Ferdek miał być gończym polskim, ale wyrósł z niego raczej... Kundalini (taka rasa stworzona na potrzeby Ferdka). Ma jednak coś z gończego we krwi bo biega szybko jak gepard! Laura, która jest jego siostrą (coś tam już o niej wspominałam) i jest nieco bardziej rasowym wyżłem, gubi nogi próbując go dogonić!

Ferdek jest straszliwie mądry! Rozumie prawie każde słowo, czasem nawet lepiej ode mnie wie, że właśnie chcę z nim wyjść na spacer. Trzeba bardzo uważać o czym się mówi w jego towarzystwie bo momentalnie wyłapuje zdania, które zna (a zna ich zadziwiająco dużo!).
Ferdek ma uszka jak pierożki, które śmiesznie sterczą - jedno w górę, drugie w bok. 

Fot. www.piotrgalus.pl

Strasznie nieregularnie jest na tym moim niemoralnym blogu. Ale nie potrafię tego zmienić niestety.
Jedyne co mogę zrobić to Was pozdrowić! :)

---
Ogłoszenie z ostatniej chwili ;) (bo mi się "przypomło")

Jakby któraś z Was (z Krakowa i okolic) miała jakieś rzeczy, które chciałaby oddać do schroniska dla psów, to ja się wybieram moim Jagularem. Będę zawozić sporo starych prześcieradeł i kocyków!
Oni tam bardzo potrzebują takich rzeczy - zwłaszcza teraz bo idzie zima!
Już trzy razy zawoziłam im tego typu "manatki" i zawsze chętnie przyjmują.
Także zachęcam - zawieźcie same, albo dajcie znać to się jakoś umówimy!

sobota, 6 października 2012

Niespodziewajka

 







Zgadnijcie co! 

Dostałam pudełeczko, a w pudełeczku paczuszki starannie opakowane, a w paczuszkach... Same niespodziewanki! :)
Paczuszka przybyła od samej Piegowatej (klik!). Spodziewałam się słonika, którego wylosowały dla mnie sprytne łapki małej Alicji :) A tymczasem, oprócz słonika... Niebieska sowa, piękna jesienna dynia, fantazyjne żołędzie z naturalnymi czapeczkami! Nawet nie wiecie jak się cieszę! :)

UWIELBIAM niespodzianki!

Słoń grzecznie pozwolił się rozpakować, ukłonił mi się i powiedział "Dzińdobry". 
Od razu powędrował niezdarnie (ma takie małe nóżki i duuuży brzuuuch i przez to tak zabawnie chodzi:)) do drugiej paczuszki. Wskazał ją trąbą mówiąc"tu" (od razu zrozumiałam, że jest nieśmiałym zwierzątkiem). Odwinęłam papier, a z wnętrza wyskoczyła radosna sówka! Ona to mówiła tyyylee, że połowy słów nie zrozumiałam! Wszystko zlało się jakby w jedno, dłuugie słowo:
CześćjestemSówkastraszniedługolecieliśmywtychpaczkachijeśćmisięchcealePiegowatadałanamjedzenie
nadrogęijestwnastępnejpaczceotwórzjąszybko!
Mamma mia! - pomyślałam sobie słysząc tą paplaninę.
Otworzyłam kolejne niespodzianki, a tam jesienna dynia i fantazyjne żołędzie! Sówka od razu chciała zjeść jednego żołędzia, ale poprosiłam ją żeby się powstrzymała i szybko zrobiłam im zdjęcie:



Na pozostałych fotografiach jest tylko jeden żołądź bo Sówka zjadła drugiego, a słonik trzeciego.
W ogóle to ta Sówka cały czas gada co jej ślina na język przyniesie! Że śmiesznie jest bo spadają liście z drzew, a ona nigdy czegoś tak śmiesznego nie widziała. I że słoń jest nieśmiały jak nie wiem co, więc ona musi mówić za niego. Że chciałaby latać, ale jest jeszcze za młoda i na wszystko przecież przyjdzie odpowiedni czas. I że w paczce na poczcie strasznie nimi rzucali na wszystkie strony i że słoń to znosił dzielnie bo jest straszliwie odważny, ale jej się chciało wymiotować czasem.
Tak sobie trochę pogadałyśmy i spostrzegłam, że Sówka i słoń są ze sobą bardzo zżyci. Słoń ciągle tylko patrzy co robi Sówka i jej pilnuje. Zdaje się, że czuje się za nią odpowiedzialny!

Dowiedziałam się również, że słoń nie ma imienia! Czy ktoś wie, jak ma na imię ten słoń?

Jeszcze raz bardzo dziękuję Piegowatej i szanownej komisji losująco-nadzorującej! :)

środa, 3 października 2012

Obrazkowo



 


Uf. Czas pędzi jak nie wiem co! Nie mam kiedy rysować. Nie mam kiedy robić zdjęć. Nie mam kiedy otworzyć photoshopa! To trochę straszne.

Uf x 2!

Strasznie się cieszę, ponieważ Decobazaar.com stwierdził, że mogę u nich opublikować moje rysunki!!! :) Jednocześnie jest to dla mnie jakieś takie trochę dziwne - sprzedawanie rysunków. Nie wydaje się Wam, że dziwne?
Ale klamka zapadła :) Zdecydowałam się, więc jestem! O tutaj: DECOBAZAAR (klik, klik :))
Trochę to trwało (ah, ten czas!): kupienie ramek, wydrukowanie rysunków, zrobienie zdjęć (nad tym muszę jeszcze trochę popracować bo zdjęcia są jakieś takie szare).
Zobaczymy jak to dalej będzie :)

Wracam do pracy!

Ah, jeszcze Wam rzucę Jadzią ;) Bo widziałam, że bardzo się Wam spodobała! :)
Jadzia jest faaaajna. Dziś się z Menrzem (dobrze, że Wam wyjaśniłam pojęcie "Monsz" bo to też było niejasne! ;)) nie wyspaliśmy bo o 1.25 w nocy Jadzia stwierdziła, że robi przemeblowanie w swoim terrarium. A jak wstałam i poszłam z nią szczerze pogadać (bo trochę przeginała), to bezceremonialnie wylazła z terrarium oznajmiając, że jednak będzie biegać po pokoju. 
Ok. Niech biega - pomyślałam. Mimo, że Monsz się martwi, że Jadzia zmarznie jak biega nocą (bo terrarium ma ogrzewanie podłogowe, a pokój Menrza nie ma takich rarytasów).
Jadzia wrzuciła piąty bieg i zaczęła swój rajd wokół kanapy, a ja wróciłam do łóżka. Niestety, nie na długo. Zapomniało nam się, że karuzela Jadzi została na podłodze w pokoju.
Karuzela jest metalowa i wydaje przedziwne piski i jęki, kiedy Jadzia w niej biega (to takie klasyczne kółko do biegania dla gryzoni).
Karuzelka spełnia rolę wesołego miasteczka, które czasem przyjeżdża do Jadzi, a czasem odjeżdża (jak za bardzo piszczy).
Dziś w nocy odjechało daleeekoooo!

Fot. Monsz - www.piotrgalus.pl