Pojechałam wczoraj na plac imbramowski po pierogi ruskie. Na
placu jest taka budka, w której mama zawsze kupuje mi przepyszne pierogi, a
potem przywozi mi je do domu, żebym miała co jeść. Bo ja nadal nie radzę sobie
w kulinariach (mimo, że powinnam bo mam już przecież trzydzieści jeden lat,
własne dziecko i psa). Zobowiązania kuchenne wynikające z mojej dorosłości
zupełnie mi nie wychodzą, dlatego czasem (w akcie desperacji po kolejnym
nieudanym eksperymencie obiadowym) udaję się na zakupy żywieniowe typu „jedyne
co musisz zrobić to podgrzać i zjeść, ale jeśli nie potrafisz podgrzać to
możesz zjeść także na zimno”.
Dlatego wczoraj pomyślałam, że kupię sobie zapas ruskich (i
w razie potrzeby jedynie wyciągnę porcję z zamrażarki i ugotuję). Pomysł bardzo
mnie ucieszył i sprawił, że poczułam się taka prawdziwie dorosła i ODPOWIEDZIALNA.
Nie zastanawiałam się ile pierogów powinnam kupić, ale kiedy nadeszła moja
kolej (bo do kasy stało sporo osób. Oni tam mają naprawdę dobre jedzenie!)
pomyślałam, że ze cztery kilogramy
powinny wystarczyć.
I wtedy sprzedawca (młody facet z brodą) wyciągnął z
zamrażarki NAPRAWDĘ WIELKI WÓR ruskich i położył cały na wadze i kazał mi
zapłacić osiemdziesiąt jeden złotych. A ja prawie posikałam się ze śmiechu –
ale tylko w duchu! Moja twarz pozostała niewzruszona dokładnie tak, jakbym
doskonale wiedziała ile to jest cztery kilogramy mrożonych pierogów ruskich
oraz ile to kosztuje. Dorośli przecież wiedzą takie rzeczy, więc nie mogłam dać
po sobie poznać, że JA NIE WIEDZIAŁAM. Ale to nic! Zapłaciłam należną kwotę,
wzięłam wór (poprosiłam o siateczkę. To znaczy o siatę – żeby było mi
wygodniej) i wyszłam ze sklepu. Ludzie w kolejce trochę dziwnie na mnie
patrzyli, szczególnie, że byłam tam z dzieckiem i wózkiem, a pierogi do tego
wózka się nie zmieściły. Próbowałam powiesić je na uchwycie wózka, ale były
takie ciężkie, że go przeważały. Więc powiesiłam je sobie na ramieniu i
poszliśmy dalej. Dopiero jak zniknęliśmy z zasięgu wzroku kolejki to pozwoliłam
sobie na (duszony wcześniej) wybuch śmiechu i powiedziałam do potomka, że „wspaniale!
Będziemy mieli pierogów na cały miesiąc!”.
W domu zamroziłam ruskie w porcjach po dwadzieścia sztuk.
Wyszło mi siedem woreczków. Więc wcale nie tak jakoś strasznie dużo!
brawo , fajna opowieść :) smacznego !
OdpowiedzUsuń