piątek, 25 lipca 2014

Niemoralia

Roman sztangista znany był we wsi Filutkowo z tego, że nosił na rękach otyłe kobiety.

Nikogo w miasteczku nie dziwił ten widok (tylko czasem niektórzy mężczyźni zielenieli z zazdrości). Wszyscy wiedzieli, że jeśli Roman nie ćwiczył swoich okazałych mięśni, robił się bardzo drażliwy. Natychmiast zaczynało swędzieć go całe ciało, dostawał wysypki i nerwowej zadyszki. Tarzał się wtedy w polu zboża, które przyjemnie drapało go w plecy, albo biegał po całym miasteczku wierząc, że wiatr który przy tym powstawał łagodził jego ból.
Niestety, w obu przypadkach we wsi Filutkowo pojawiały się ogromne zniszczenia. Zboże, z którego miał powstać duży zapas mąki na chleb, zostało zgniatane przez Romana i do nieczego się już nie nadawało. Natomiast wiatr wytwarzany podczas jego biegów był tak silny, że powalał stare ogrodzenia i młode drzewka owocowe.

Nie było rady. Jedynym sposobem na Romana sztangistę były ciężary. Codziennie popołudniu przynoszono pod jego dom wory pełne ziemniaków i marchewki, a kobiety ustawiały się w kolejce na "rundkę wkoło domu". Roman chwytał worki w dłonie, a kobiety sadzał na swoich barkach i truchtał przez całą wieś. Ani jedna kropla potu nie pojawiała się na jego czole, taki był silny!

Pewnego dnia we wsi Filutkowo ogłoszono loterię, w której do wygrania była spora suma pieniędzy. Wszyscy mieszkańcy natychmiast rzucili się do kolektury, ponieważ każdy chciał zgarnąć zwycięski los dla siebie. Po kilku dnaich, kiedy wygrana wciąż jeszcze nie została nikomu przydzielona, zoragnizowano naradę. Kobiety, które dość już miały noszenia ich przez Romana, ogłosiły, że wygrane pieniądze przeznaczą na hantle. Mężczyźni równie zmęczeni ciągłym stawianiem nowych płotów i sadzeniem drzew owocowych, szybko przyłączyli się do swoich żon.
W ten oto sposób, za pieniądze wygrane na loterii, zakupiono profesjonalne hantle i sztangi i stworzono prawdziwą siłownię dla Romana.

We wsi Filutkowo nastał spokój. Zboże pięknie rosło, drzewka rodziły dorodne owoce, a kobiety, które miały teraz znacznie więcej czasu... zaczęły ćwiczyć atletykę, stały się zdrowsze i wysportowane.

-------------------------------
W Absurdaliach ostatnio trochę gorzej. Siedzimy sobie ukryci za rusztowaniami. Odnawiają kamienicę, w której mamy sklep. Oczywiście, potem będzie tylko lepiej bo kamienica będzie piękna i kusząca. Tylko jak przetrwać wakacje? Zobaczymy. Pomysłów mam milion, codziennie nowy :)


Wolne chwile (których ciągle za mało!) umilamy sobie spacerami z psami, pływaniem i snuciem planów wakacyjnych.


O, a tak właśnie wyglądają spacery jeśli wszystkie psy weźmiemy jednocześnie (dlatego niezbyt często sobie na to pozwalamy) ;)


czwartek, 3 lipca 2014

wilki

Wilczyca Renata zawsze myślała sobie, że kobiety powinny pracować na wysokich stanowiskach, jeździć dobrymi samochodami i umawiać się na biznesowe lancze.

Kiedy miała czternaście lat, właśnie tak wyobrażała sobie swoje przyszłe życie.

Zasiadała przy swoim (nadgryzionym zębem czasu) biurku po mamie i wyklejała do zeszytu wycinki z gazet. Przedstawiały one wysokie biurowce, skórzane teczki, nowoczesne komputery, śliskie rajstopy z brokatem, sushi i inne przedmioty będące na wyposażeniu każdej wolnej kobiety (wolnej czyli niezależnej - powtarzała rodzicom Renata).
W szkole, na zajęciach plastycznych, tworzyła z papieru poważne kalendarze z miejscem na codzienne zapiski i rozkładem zebrań rady nadzorczej (ah, brzmiało to tak dorośle!). Po szkole ćwiczyła język francuski (wydawało jej się, że powinna go znać każda bizneswoman).

Potem Renata dorosła. Trafiła na studia prawnicze i pewnego dnia, siedząc na wykładzie z jakiegoś prawa administracyjnego (lub czegoś podobnego) nagle zatęskniła za zwykłym placem zabaw. Za huśtawkami, nadmuchiwanym basenem dla dzieci, zapachem malin z ogródka i smakiem tortowej masy wyjadanej prosto z makutry. Zerwała się więc na nogi (profesor wykładowca spojrzał na nią krzywym okiem znad niezbyt twarzowych, beżowych okularów) i bez słowa wybiegła z uczelni.
Biegła, biegła przez zawiłe korytarze Wydziału Prawa i tuż przy bramie wyjściowej... wpadła na wilka Sebastiana. 

Nagle okazało się, że Renata nie chce śliskich rajstop z brokatem ani skórzanej teczki z eko-skóry. Wolałaby rozpoczynać dzień ćwicząc jogę w dresie, spacerując po parku z książką i gotując spaghetti bolognese dla wilka Sebastiana (ale ziemniaków całymi dniami obierać nie będzie, nie ma cudów). Mogłaby pracować w domu, przy komputerze i robić na drutach małe buciki dla wilczków.

Ah, te wilki i zmienność ich upodobań!
---------------------------------

Nie byłam szczególnie oryginalna i zrobiłam sobie dwa łapacze snów (teraz są okropnie modne). Ale miałam ku temu bardzo poważny powód! Piotrek (zwany też Menrzem) i ja zrobiliśmy sobie sypialnię w pokoju, którego do tej pory się bałam. Wiszą tam dwa ogromne, okrągłe i stare lustra - na przeciwko siebie. Tworzą taki straszny klimat. Zawsze wydawało mi się, że są portalami do innego świata. Przez jedno z nich potwory z innego świata wchodzą, a przed drugie wychodzą. Złą energię tam czułam! Bałam się tam spać.
A Piotrek? Wręcz odwrotnie, uwielbia te lustra. I zabronił mi je zdemontować. Więc wmówiłam sobie, że jeśli samodzielnie (własnymi rencami) zbuduję łapacze snów i powieszę po jednym na każdym lustrze tooo... zamknę te portale do innego świata! Będziemy bezpieczni.
Śpimy tam już trzecią noc i żyjemy, a moje sny są wyjątkowo fajne. Same przygodówki ;)