sobota, 29 grudnia 2012

Facet


Romuald uwielbia takie dni, kiedy może zasiąść na swojej kanapie, napoić się nektarem z chmielu i wziąć w objęcia swą smukłą Kochankę.

Bo Kochanką jest ona wprost idealną! Jest mu całkowicie posłuszna, nie mówi zbyt wiele i spełnia wszystkie jego zachcianki. To prawda, macie rację. Kochanka nie gotuje, każdy musi mieć jakąś wadę.

Romuald dobrze wie, że najważniejsze jest wnętrze, serce. Ale... Mamma mia! JAK ONA WYGLĄDA! Białosrebrzysta niczym świeży śnieg oświetlony porannym słońcem!

Romuald uwielbia jak jego palce prześlizgują się po guziczkach Kochanki, gładkich jak jedwab. Tak, takie guziczki ma tylko Kochanka, której lico zdobi piękne jabłko (zapewne z dorodnej polskiej jabłoni - tak sobie Romuald zwykł myśleć).

Lecz jest coś, co gryzie Romualda od wielu dni!


Kochanka, niby idealna, smukła, gładka, powabna, a jakaś taka... nadgryziona. Wiążąc się z nią wieloletnią ratą kredytu był pewny, że nie tknął jej żaden inny użytkownik! Ona również nie zdradza żadnych oznak kontaktu z INNYM! Tylko to jabłko...

Któż mógł mu to zrobić? Tego Romuald nie mógł się dowiedzieć bo Kochanka była przecież bardzo małomówna. Czasem mogłaby jednak coś powiedzieć...

Trzeba się pogodzić z trudnym losem - pomyślał sobie Romuald i wypił łyczek nektaru chmielowego. 



Na koniec chciałabym Wam powiedzieć, że życie bez patyka to... to co to jest za życie! ;)



poniedziałek, 24 grudnia 2012

Merry Christmas


Rysowanie kotów jest strasznie trudne. Zwłaszcza takich kotów jak Miluś!
Nie znam Milusia osobiście, ale sporo o nim słyszałam. Ma rok, jest szarobury i kipi energią! Biega, skacze, rozrabia i bawi się szczurkiem z Ikei. Podobno potrafi nawet otwierać drzwi.

Moje psy również potrafią otwierać drzwi. Niestety, nie robią tego tak delikatnie jak kotek. Laura taranuje drzwi swoim wielkim cielskiem, a Ferdek szybkim susem wskakuje na klamkę.

Ostatnio zastałam ich wpatrujących się w spadającą gwiazdkę z nieba. Ciekawe o jakich marzeniach sobie wtedy pomyśleli?
Mają szczęście. To bardzo rozpieszczone psy (aż wstyd się do tego przyznawać). Ich marzenia pewnie zostaną spełnione.

Życzę Wam, żeby Wasze marzenia również się spełniły. Żeby życie Was rozpieszczało :)
Wesołych Świąt!





poniedziałek, 10 grudnia 2012

Niespodziewanka



Helenka bardzo chciała zobaczyć najprawdziwszą Gwiazdę Betlejemską. Tak bardzo o tym marzyła, że nie mogła spać! 

Nie przespała nocy we wtorek, środę, czwartek, piątek (mimo, że była już strasznie zmęczona!), a nawet w sobotę! Jej oczy (kiedyś wielkie i piękne) zrobiły się szarobure i podkrążone. Jej buzia stała się bardzo blada, a rączki i kolanka - drżące. 

Całe szczęście, że zjawił się Mały Książę! Chwycił Helenkę za drobną dłoń (a Helenka chwyciła swojego pieska Orzeszka) i razem polecieli (bo to był Mały Książę, który potrafił latać jak Piotruś Pan!) na najwyższe wzgórze w okolicy.

I w ten sposób Mały Książę spełnił marzenie małej Helenki (i jej pieska Orzeszka). Wszystko to działo się, rzecz jasna, w Boże Narodzenie! Tak oto wygląda kartka świąteczna, którą narysowałam dla Fundacji Jaśka Meli "Poza horyzonty" (klik!).



A teraz to, na co czekacie :) Wyniki losowania!
Tym razem nie posłużyłam się maszyną losującą. Przepisałam, powycinałam, wylosowałam! Kogo wylosowała moja dłoń losująca?

 


 

Plakat wylosowała Olga z "O tym, że..." ! :) 

 Bardzo mi miło, że tyle Was wzięło udział w plakatowym losowaniu! Dziękuję! Obiecuję, że to nie ostatnia taka zabawa.

Jeszcze tylko psy moje niegrzeczne na koniec. Laura i Ferdek na spacerze ;)



czwartek, 6 grudnia 2012

Rodzinka



To jest najprawdziwsza na świecie rodzinka.

Wcale nie powstała w mojej głowie!

Pewnego dnia dostałam maila od Ali. Czy mogłabym narysować ich portret rodzinny?
Świetna sprawa! Mówię Wam!

Ala (z reguły) nosi włosy splecione wokół głowy. Uwielbia swoją krótką sukienkę w paski i dżinsową kurteczkę - z tym zestawem się ostatnio nie rozstaje!
Ma męża, dwie cróeczki - Hanię i Felkę oraz kota Stefana.

Mąż ma na imię Michał i jest wielkim fanem FC Barcelony (jego ulubioną bluzą jest ta z logo Barcelony!). Lubi wygodne, casualowe ubrania takie jak: tiszerty, dżinsy, konwersy (oraz rzemyk na szyi).


Hania to energiczna, rozczochrana dziewczynka, która czerpie energię z kosmosu (prawdopodobnie). Uwielbia swoją Lalusię w ubranku w paski. Ma młodszą siostrę Felkę, która mieszka sobie w brzuchu mamy.

A Stefan? Typowy, szarobury dachowiec!

Taka to wesoła rodzinka :)



A teraz wyobraźcie sobie taką historię:

Pewnej nocy (a był to sam środek bardzo ciemnej nocy!) przebudziło mnie dziwne uczucie, jakby ktoś delikatnie dotykał mnie po głowie (trochę to straszne, ale wcale się nie bałam!) .

Ponieważ sen mam bardzo mocny (kocham spać!), nie obudziłam się do końca i znalazłam się w dziwnej fazie pomiędzy snem a jawą. Dlatego bez zastanowienia uznałam, że to mój pies Ferdek (o Ferdziu było tu: Klik!). Że drapie mnie po głowie łapką bo chce wejść pod kołdrę! Nie otwierając oczu podniosłam kołdrę i powiedziałam, żeby wskakiwał. Pospieszałam go (bo zimno!), a on dalej drapał!
I to mnie ostatecznie obudziło (a Ferdek przecież nigdy nie śpi ze mną w łóżku!).

Podniosłam głowę, a tam...
JADZIA!!! Tak! Jadzia! Mój (i Menrza) jeż!


Jadzia???
Co Jadzia robiła w moim łóżku! 

Wyobraźcie sobie, że Jadzia wspięła się po mojej torebce (wiszącej na rogu łóżka) i przyszła zobaczyć co u mnie słychać!

Jadzia, jak każdy jeż, jest zwierzątkiem nocnym i kiedy wszyscy (ludzie i psy) śpią, biega po pokoju.

W nocy byłam chyba zbyt śpiąca, żeby dziwić się wyczynom Jadzi. Zdjęłam torebkę, żeby Jadzia więcej się nie wspinała i momentalnie zasnęłam.

To była dziwna noc.

Po pewnym czasie znowu zostałam obudzona. Coś dreptało po moich nogach, a stronę pleców!

Tym razem wspięła się po zasłonie.

Słyszeliście kiedyś o jeżu, który wspina się po zasłonach???

fot. Monsz
 

sobota, 1 grudnia 2012

Gwiazdka III



Powiem Wam co zrobiła Dorotka, kiedy dostała gwiazdkę z nieba od Misia (O Misiu tutaj: klik!)!

Rzecz jasna, Dorotka była niewyobrażalnie zaskoczona, wzruszona, zarumieniona, załzawiona, rozanielona i uszczęśliwiona.
Stwierdziła, że też MUSI dać Misiowi gwiazdkę z nieba bo mu się należy jak niewiadomoco!

Dorotka nie potrafiła skakać jak Miś, nie uprawiała boksu (który pozwoliłby jej zobaczyć gwiazdy), nie bywała na czerwonym dywanie, a do planetarium miała wyjątkowo daleko. Ale miała szczególny dar.
Potrafiła robić przepiękne wycinanki z papieru! Wszyscy, którzy widzieli wycinanki Dorotki zawsze głośno wzdychali mówiąc coś w stylu: "Oooh!", "Aaaah!", "Mamma mia!", "Przepiękne!".

Jedyną sensowną rzeczą jaką mogła zrobić Dorotka był... spacer do sklepu papierniczego!
Kupiła ogromny rulon szarego papieru (chciała kupić błyszczący złoty, ale był bardzo drogi). Rulon był tak wielki, że ledwo zmieścił się w salonie. A kiedy Dorotka go rozwinęła, przykrył całą podłogę, wszystkie meble, a nawet kawałek ściany!
Wyobraźcie sobie jak trudno jej było zrobić z tego wielkiego papieru piękną wycinankę! Dorotka była bardzo zdolną wycinaczką wycinanek, więc poradziła sobie w oka mgnieniu!

Z szarego papieru powstała ogrooooooomna GWIAZDA! Była przepiękna!

"Piękna? Szara gwiazda...?" - pomyślicie sobie pewnie. Ha! Dorotka dobrze wiedziała, że gwiazda wcale nie będzie szara!

Zapakowała ją do reklamówki (oj tak, trudno było ją tam zmieścić) i pojechała pod dom Misia. Całe szczęście, że przed oknem jego sypialni rósł wielki orzech! Dorotka wspięła się na drzewo i zawiesiła swoją ogromną gwiazdę na jego najwyższej gałęzi! Następnie wyciągnęła z kieszeni trzy fiolki ze złotym brokatem...

Chyba wiecie co było dalej :) Po odkorkowaniu fiolek wiatr rozniósł brokat po całej gwiazdce! Przykleił go także do gałęzi drzew, ostatnich jesiennych listków, trawnika, a nawet do ściany domu (czego nie było w planach). W efekcie, kiedy Dorotka zeskoczyła z drzewa, zobaczyła, że caaaała okolica lśni złotym brokatem!!

To była najbardziej zniewalająca i błyszcząca wycinanka jaką kiedykolwiek zrobiła Dorotka! Była z siebie bardzo dumna! Wiedziała, że Misiowi spodoba się taka niespodzianka :)


Dorotka (i ja) poleca własnoręczne wykonanie prezentów świątecznych!

wtorek, 27 listopada 2012

Gwiazdka II



Nie mam dla Was gwiazdki z nieba (chociaż bardzo chciałabym mieć). Nigdy nie skakałam na trampolinie, tak jak Miś :( Więc co mogłabym Wam dać z okazji świąt?

Łysy Śmieszny Pan (którego spotkałam kilka postów temu) podpowiedział mi, że przecież mogę dać Wam plakat Miasteczka. Pomyślałam, że właściwie, byłby to prezent bardziej dla Waszych dzieci, niż dla Was :) I tak też chcę zrobić!

Chciałabym dać swój plakat któremuś z Waszych dzieci. Bo to jest taki specjalny plakat z domkami, którym można zaglądać przez okienka (i oglądać co jest w środku). Ma sporo szczegółów, które można odkrywać przez kilka zimowych wieczorów. Są na nim pieski, kotki, gołąbki, jeżyki i inne dziwne stwory. Są sklepiki, ogródki i polanki.


Gdyby któraś z Was miała ochotę zgłosić się do losowania (jako reprezentantka swojego dziecka:)), zapraszam. Mam do oddania jeden plakat w (nietypowym) rozmiarze 40x50.

Przyjęłam znane wszystkim zasady obecne również na innych blogach. Żeby wziąć udział w losowaniu plakatu należy: zgłosić chęć w komentarzu, polubić mój blog oraz FanPage na Facebooku :) Będzie mi niezmiernie miło jak podzielicie się informacją o losowaniu na swoim blogu lub Facebooku.

Macie czas do 9 grudnia :)


------------------------------------------

W związku z protestem, który pojawił się w komentarzach :) ogłaszam, że osoby dorosłe z Fantazją (zamiast dziecka) również mogą brać udział w losowaniu :D Nie tylko dzieci lubią zaglądać przez okienka (co mi już kiedyś udowodniłyście. Gdzie? O TUTAJ (klik!))

piątek, 23 listopada 2012

Gwiazdka


Miś, zupełnie przypadkiem, usłyszał kiedyś w Telewizorni, że Prawdziwy Mężczyzna powinien dać swojej ukochanej gwiazdkę z nieba. Miś był wtedy dzieckiem, ale bardzo dobrze zapamiętał sobie te słowa (i, na wszelki wypadek, zapisał je sobie w notesiku w zające, który dostał od babci).

Nie można zaprzeczyć, że dorosły Miś był absolutnie Prawdziwym Mężczyzną. Wiedział, że musi zdobyć gwizdkę z nieba dla swojej Dorotki. Tylko jak miał to zrobić? 

Miś miał plan.

Przecież problem ze zdobyciem gwiazdki z nieba trapił go od wczesnych lat dziecięcych! Miał więc trochę czasu na przygotowanie się do tej trudnej misji. Zbierał niezbędne przyrządy, ćwiczył mięśnie i umysł, kolekcjonował złote rady. 
Kiedyś dziadek powiedział mu, że jak zostanie bokserem to prędzej czy później zobaczy gwiazdy. Więc Miś oglądnął boks w telewizji. Jednak nie przekonał się do tej dyscypliny sportowej. 

Ogólnie rzecz biorąc Miś nie lubił sportów. Dużo bardziej podobało mu się czytanie książek i patrzenie w niebo. Problem polegał na tym, że od patrzenia w niebo gwiazdy nie spadają na Ziemię (tak, teraz już Miś o tym wiedział bo kiedyś osobiście wpatrywał się w niebo przez 18 godzin. Żadna gwiazda nie spadła. Ani jedna!).

Mając 15 lat Miś dostał na imieniny ogrodową trampolinę... 

I nagle doznał olśnienia! 

Przez wiele miesięcy, a nawet lat Miś regularnie ćwiczył skoki. Każdy dzień zaczynał i kończył od skoków. Skakał tak dużo, że w pewnym momencie musiał kupić nową trampolinę bo w starej wytarła się całkiem spora dziura (a to groziło niebezpieczeństwem!). Potrafił zrobić takie salta w powietrzu, o jakich nikomu się nawet nie śniło! Mięśnie jego nóg były twarde jak ze stali!

Więc kiedy Miś poznał ukochaną Dorotkę, zdobycie gwiazdki z nieba to był dla niego mały pikuś. 

We wtorek wyspał się dobrze, żeby być odpowiednio przytomnym w nocy. Spakował plecak, wypił gorące kakao (nie zapomniał wytrzeć "wąsów", które mu się zrobiły z czekolady), wypolerował trampolinę i, jak tylko zapadł zmrok, oddał największy, najwspanialszy skok w dziejach wszystkich skoków. 

Skoczył do samego nieba i schwytał śliczną, błyszczącą gwiazdkę na... psią smycz (to była dobra, markowa smycz dla dużych psów np. labradorów).

Nie trzeba chyba opisywać reakcji Dorotki.



A ja chciałam Wam jeszcze pokazać bardzo miły wpis na Kaszce z mlekiem :) Zobaczcie TU (klik!).

piątek, 16 listopada 2012

Sklepik


Przyszedł do mnie Śmieszny Pan i założył... Mały Kram!

Nawet nie zapukał, nie chrząknął (nic z tych rzeczy!). Wszedł bezceremonialnie i oznajmił, że "W tym oto pokoju z wielką szafą otwieram Mały Kram!". Dokładnie tak powiedział!
Troszkę się przestraszyłam, no bo kto to widział, żeby jakiś obcy Śmieszny Pan wchodził do mojego pokoju i zamierzał się w nim rozkładać z bambetlami? To kompletnie niemoralne - pomyślałam.

W dodatku ten Śmieszny Pan miał na sobie podejrzany płaszcz. I był lekko łysawy. Takim gostkom się nie ufa, każdy to powie. Nawet nie miał przy sobie żadnych jabłek, marchewek czy innych owoców, które mógłby w tym swoim kramie sprzedawać (słyszałam ostatnio, że marchewka jest owocem)!

Śmieszny Pan w płaszczu rozsiadł się na moim łóżku i spostrzegł Słonia. A że Słoń jest bardzo nieśmiały (o czym niektórzy już wiedzą), momentalnie cały się zarumienił! Panu najwyraźniej również zrobiło się głupio, więc szybko przeszedł do rzeczy.

Zaklaskał w dłonie i (całkiem sympatycznym głosem) powiedział, że otwieramy kram z moimi rysunkami! Ja (niezbyt inteligentnie) siedziałam zdziwiona z "otwartoma ustoma". Dziwne rzeczy dzieją się na świecie, a ja wciąż daję się im zaskakiwać (tym rzeczom). 

I Śmieszny Pan wyciągnął spod swojego płaszcza... Moje rysunki! Cały stosik! Jedne były oprawione w białe ramki, inne leżały sobie luźno. Moje osobiste prace! Był tam też plakat Miasteczka. Pan-Kram ułożył je ładnie na moim łóżku, uśmiechnął się szeroko i szepnął (zalotnie!) "Do dzieła!". Po czym "pstrykął" palcami prawej ręki i... zniknął! 

Mamma mia! Złapałam się za głowę. Ponieważ nie po raz pierwszy odwiedziła mnie taka dziwna postać, szybko zapomniałam o całym zdarzeniu i rozsiadłam się przed laptopem. Śmieszny Pan musiał maczać w tym swoje palce! Ewidentnie! Zobaczcie co pojawiło się po prawej stronie ekranu! Sklepik! Nic innego tylko Mały Kram! No ładnie. A w nim... Zobaczcie sami ;)


Post Scriptum: Niezastąpiona Maryś w pięć minut wyfotoszopowała zdjęcie plakatu do stanu akceptowalnego! Dzięki Ci wielkie!

czwartek, 15 listopada 2012

Plakat



Znowu krótko dziś. Czas to potwór, który ma wielkie zęby i gryzie.

Po pierwsze:
Maaaam! Wreszcie udało mi się (z ogromną i nieocenioną pomocą Menrza!) wydrukować plakat! :)
Cieszę się jak nie wiem co! :)
Wydruk jest piękny, dokładnie taki jaki chciałam - widać wszystkie szczegóły, napisy, postacie w oknach, kolory są takie jak planowałam. Drukarnia się spisała!

Ja spisałam się mniej - nie potrafię zrobić mu ładnego zdjęcia. Albo jest za ciemno albo szaro albo są cienie albo krzywo kadruję. Mamma mia! W dodatku nie mam takich wielkich ram, żeby go oprawić. Na zdjęciu jest trochę mniejsza wersja plakatu.

Dlatego proszę Was o radę, jaki rozmiar jest fajniejszy: 50x64 czy 60x76? :)

Po drugie:
Bardzo dziękuję Wszystkim za wyróżnienia! FuNi!ta, Kropka, Domio - dziękuję :) Wasze miłe słowa mobilizują do blogowania! :)

Znikam. Potwór Czas mnie gryzie po kostkach nóg.

czwartek, 1 listopada 2012

Miasteczko



Lubicie zaglądać do okien mijanych na ulicy domów? Podglądać: "jakie oni mają meble!", "jaką fajną lampę!", "ale mają dużo książek!", "ha, meblościanka!", "o, ci często bywają w ikei!" :) Ja, przyznam się szczerze, lubię.
 
Fajnie jest wyobrażać sobie ludzi, którzy tam mieszkają. Zastanawiać gdzie pracują, co lubią jeść na śniadanie, jaką mają rodzinę, a może psa? Lubię oglądać jak umeblowane są ich pokoje. Czasem podglądam sama (jadąc wieczorem tramwajem), czasem z mamą (jadąc samochodem). Kiedyś podglądałam też z Menrzem (w Szwecji. Tam mało kto zasłania kotary przed sąsiadami).
Niezbyt długo, tylko krótki "rzut okiem". Bo to przecież nieelegancko, tak podglądać. Ale, skoro nie zasłaniają swoich okien wieczorami... :)

Myślę, że to taka pozostałość po byciu mniejszą dziewczynką. Kojarzy mi się to z (moim wymarzonym) domkiem dla lalek. Miniaturowe pokoiki w których mieszka ktoś inny.
I jeszcze z grą The Sims. Wszystkie moje koleżanki najbardziej lubiły budować i meblować domy dla wirtualnych ludzików.
A mój brat, jak byliśmy mali, miał taką fajną książkę. O Makaroniku. To była taka dżdżowniczka, która przyjaźniła się z kotami i innymi zwierzątkami (a może to rzeczywiście był makaron?). Nie mam pojęcia kto ilustrował tą bajkę, ale był geniuszem. Pełno tam było szczegółów, domków, mebelków, pokoików! Piękne przekroje domków! Oboje strasznie ją lubiliśmy.

Dlatego chciałam narysować domki, którym można zaglądać przez okna. I drzewa, na których ukryte są różne zwierzątka. Takie obrazki można oglądać wiele razy i za każdym razem znaleźć coś nowego. Można wyobrażać sobie miliony historii, które się tam rozgrywają! Można wymyślać kto mieszka za tymi drzwiami, jak ma na imię ta dziewczynka, która stoi za oknem (i dlaczego nie bawi się z innymi dziećmi w ogródku), gdzie biegnie ten pies, kto jedzie w tym samochodzie! I tak w nieskończoność.

Dwa miesiące rysowałam ten plakat ("Mamma mia!" - pomyśleliście sobie pewnie). Jest strasznie ogromny i zajmuje jakieś milion megabajtów. Jak się go powiększy, pokazują się szczegóły.

Wydrukuję go w formie plakatu, zrobię zdjęcie i wtedy zobaczycie więcej. Może dorysuję coś jeszcze na ulicach miasteczka?

niedziela, 28 października 2012

Misie


Bo to było tak.

Babcia wciąż powtarzała Hani: bądź kulturalna. Nie bekaj w towarzystwie. Jedz małymi kęsami. Nie siorb. Nie zakładaj nogi na nogę. Nie mamrocz pod nosem. Myj wannę po sobie. Buty pastuj. Zmywaj osad herbaciany z kubka. Z odpływu umywalki włosy wyciągaj. Nie zjadaj trzech cukierków na raz. Zęby myj po jedzeniu. Przepuszczaj starszych w drzwiach. Ceruj dziury w rajtkach. Nie zostawaj na noc u kolegi! Prowadź mi się dobrze!

Hania starannie przestrzegała wszystkich rad babci. Prowadziła misie lepiej niż ktokolwiek inny.

Jak byłam mała, zastanawiałam się dlaczego podczas mszy mówi się: "Wysłuchaj na spanie" (modlitwa wiernych to się nazywa?).

Ale teraz myślę, że przed spaniem rzeczywiście lepiej się słucha. Wszystkiego lepiej się słucha jak jest ciemno: radia, telewizji, ciszy, opowieści mamy, taty, Menrza, psa nawet. Można też słuchać własnych myśli.

Wiec wychodzi na to, że po zmianie czasu na zimowy, kiedy więcej jest nocy niż dnia, lepiej się będzie słuchało.

Może dlatego, słuchając własnych dziwnych myśli przed spaniem, takie absurdy przychodzą mi do głowy. Lepiej nie pisać postów przed spaniem.

Nie lubię krótkich postów, ale może lepiej jak już skończę.


Jeszcze tylko zdjęcie Jadzi. Tak wygląda Jadzia kiedy się ją obudzi rano (żeby ją przenieść z kocyka do terrarium). Bo Jadzia całą noc biega po pokoju, a jak się zmęczy to zakopuje się w swoim kocu i zasypia. Rano trzeba ją obudzić i przenieść do ciepłego terrarium. Branie do rąk jeża, który śpi to nie jest zbyt dobry pomysł.

Jadzia to straszny śpioch, co widać po rozespanych oczach!

fot. Monsz: www.piotrgalus.pl



czwartek, 25 października 2012

My


Rysuję różnych ludzi, których znam lepiej lub gorzej, więc czemu miałabym nie narysować Menrza i siebie? Na spacerze z psami.
Wczoraj, leżąc na kanapie, pomyślałam sobie: zrobię Menrzowi niespodziankę i narysuję nas na spacerze z psami. Tak, on lubi takie spacery. To będzie dobra niespodzianka!

Więc schwytałam ołówek (który miał zamiar ukryć się przede mną, był już blisko swojej ulubionej kryjówki, ale go przechytrzyłam) i przez kolejną godzinę (z ogromną starannością!) oddawałam się jakże artystycznej twórczości.

Monsz, co jakiś czas, spoglądał na mnie zza monitora swojego komputera, aż w końcu nie wytrzymał i oznajmił, że on MUSI zobaczyć moje "dzieło"! Nie miałam zamiaru mu na to pozwolić, przysięgam. Ale przegrałam w "ganianego" i musiałam :(

Monsz popatrzył na rysunek, przyglądnął mu się badawczym okiem (jego oko jest wyjątkowo badawcze), po czym zaczął się głośno śmiać!

Wnioski: nie pokazuj Menrzowi swemu rysunku, zanim nie uznasz, że jest na to gotowy (i Monsz i rysunek)!

Ja wiem, że Ferdek wygląda trochę jak Filifionka, że Doksa ma inny pyszczek, że Laura to już w ogóle... A my? Oj tam, oj tam. Rysowanie jest fajne!

Podobieństwa nie musi zawierać się w twarzach (lub pyszczkach) portretowanych osób. Wystarczą odpowiednie dodatki i kolory. Tak mu powiedziałam!

W związku z tym Monsz ma swoją kurtkę, fantazyjną czapkę od swojej mamy, ukochany aparat i swojego psa Doksę (imię ma po zegarku!). Doksa (klik!) ma język (którym ciągle wszystko liże), długie splątane włosy i pozę wyrażającą chęć do zabawy.
Ja również, jak Monsz, mam swoją szarą kurtkę, misiową czapkę (od mojej mamy) oraz dwa psy, Laurę i Ferdka. Ferdziu (klik!) ma klapnięte uszko, a Laura (klik!) siedzi niczym młode cielę (nie wiem czy cielęta tak siedzą w rzeczywistości? Laura czasem też galopuje niczym koń. W ogóle przypomina różne duże zwierzęta! Każdemu inne).

Przypomniało mi się, dziś jest DZIEŃ KUNDELKA! Ferdek obchodzi swoje święto :) Pokłony dla Waszych kundelków!

A od jutra do niedzieli jest moje ukochane święto! Targi Książki w Krakowie :) Już jest nowa książka Musierowicz! Ha! :) A ja jeszcze jej nie mam. I książka Rowling dla DOROSŁYCH! Ją też muszę mieć! I jeszcze wiele, wiele innych. Ale to może już nie w ten weekend.

Wszystkiego dobrego dla Was z okazji innych, ważnych dla Was świąt! ;)



piątek, 19 października 2012

Zoo Zenona - Frania


Wracam do tego co wydarzyło się w Ogrodzie Zoologicznym pana Zenona! Jakby ktoś nie pamiętał na czym skończyłam relację bociana: klik!



Co tak zdziwiło wszystkich przechodniów, którzy tego dnia znaleźli się w pobliżu zoo?

Tuż nad wejściem do zoo, kilka metrów nad ziemią, unosił się… hipopotam! Prawdziwy, żywy hipopotam! 

- To przecież Bogdan! – krzyczał zaaferowany pan Zenon, właściciel Ogrodu Zoologicznego, biegając w kółko obok wybiegu dla hipopotamów. – Bogdan, co Ty wyprawiasz?! Przecież hipopotamy nie latają! Mamma mia!

Bogdan (klik!) zdawał się wcale nie reagować na wołania pana Zenona. Unosił się w powietrzu, delikatnie falując na wietrze (jakby ważył pół tony mniej!) i uśmiechał się najszerzej jak tylko potrafił. Był tak zadowolony, że jego policzki zrobiły się całe różowe! Od czasu do czasu Bogdan wybuchał głośnym, serdecznym śmiechem i machał łapą do swojej córeczki, małej hipopotamki, która spoglądała na niego z dołu.  

Pod wybiegiem dla hipopotamów zebrali się wszyscy pracownicy zoo. Na miejsce przybyła również pani weterynarz Frania.  Dobrze, że akurat miała przy sobie lornetkę! Stanęła obok małej hipopotamki i bardzo dokładnie oglądnęła jej latającego tatę – przez lornetkę. Precyzyjnie przyglądnęła się jego brzuchowi, wielkim łapom i pazurom. Poprosiła go nawet, żeby otworzył paszczę i sprawdziła stan jego uzębienia. Wszystko wydawało się być w porządku. Hipopotam Bogdan był zdrowy. Frania nie potrafiła powiedzieć dlaczego taki wielki zwierz unosił się w powietrzu!

Powstała straszna wrzawa. Pracownicy zoo przekrzykiwali się nawzajem wymyślając absurdalne powody tego niecodziennego zjawiska. Sebastian (który w zoo zajmował się czystością wybiegów) uparcie twierdził, że hipopotam musiał połknąć w całości miejskiego gołębia. Gołąb latał w wewnątrz hipopotama próbując się z niego wydostać i w ten sposób unosił go w powietrzu. Nikt nie uwierzył w dziwną teorię Sebastiana. Przecież w pobliżu Ogrodu nie było nigdy żadnych gołębi!

Biedny pan Zenon krążył wokół wybiegu zdenerwowany. Co chwilę łapał się za głowę i mruczał po nosem coś w stylu: „Jak to możliwe?”, „Co teraz będzie?”, „Jak my go teraz nakarmimy skoro jest tak wysoko?”. 
 - Nie może przecież tak latać w nieskończoność! – przemówił głośno – W końcu zgłodnieje i zejdzie na ziemię, żeby coś zjeść! 

Irenka (klik!) przygotowała dla hipopotama Bogdana same najwspanialsze kąski, które Bogdan od zawsze uwielbiał (risotto, łazanki i pulpet). Nałożyła mu porcję większą niż zazwyczaj i ustawiła ją tak, żeby aromat jedzenia szybko dotarł do wrażliwego nosa hipopotama. Wszyscy mieli nadzieję, że to przekona Bogdana do wylądowania. 

Nic z tego.

poniedziałek, 15 października 2012

Lalka




Pamiętacie mój rysunek dziewczynki latającej z balonikami? O ten (klik!).
Wyobraźcie sobie, że ta dziewczynka OŻYŁA! Jest tutaj, patrzę na nią, trzymam za rękę!!! A ona lata po moim pokoju i od czasu do czasu wesoło się śmieje :D
To niesamowite! :D
Uszyła ją niewiarygodnie zdolna Betsy (klik!). Tak, ta sama Betsy o której pisałam dwa posty temu.

Lalka jest taka ładna! Mięciutka, pachnąca, uśmiechnięta, rumiana, rozmarzona, optymistyczna! Tak pięknie uszyta! I ma zdejmowaną spódniczkę na guziczek! I kolorowe baloniki! Na serio! Ma prawdziwe baloniki! :D I one unoszą ją w powietrzu :)

Nie dość, że jest taka ładna to jeszcze jest wzorowana na moim rysunku! Wiecie jakie to jest przyjemne? Jeśli nie wiecie, to Wam powiem, że SUPEROWE! Ogromna radość dostać taki prezent! :)

Chodziłam po całym domu, zrobiłam jej z tryliard zdjęć (a ona cały czas wesoło chichotała!). Nie mówi zbyt dużo, ale mnie to nie przeszkadza. Znam ją trochę, wiem, że zamiast mówić woli sobie pomarzyć ;)
Teraz zaprzyjaźnia się ze słoniem i z Sówką (klik!). Mam wrażenie, że Sówka jest o nią troszkę zazdrosna (chodzi o względy słonia!). Zobaczymy co to będzie.

To pierwsze zdjęcia, na samej górze, ma oczywiście przypominać rysunek ;) A to ostatnie, na samym dole, zrobił nam Monsz. Pomyślałam sobie, że co tam! Niech już będziemy razem na jednym zdjęciu.
Od lewej: lalka, ja, Ferdek, Laura (Wy jej nie widzicie, ale my tak! ;))
 

Pozdrawiamy! :)

niedziela, 14 października 2012

Nudziella


Stefania nie lubi kiedy marzną jej stopy. Na samą myśl o zmarzniętych stopach oblewa ją zimny pot.

Bleh!

Dlatego też komódka na bieliznę, która stoi w sypialni Stefanii (sypialnia w stylu śródziemnomorskim, komódka niska, z trzema, bardzo głębokimi szufladami) po brzegi wypełniona jest ciepłymi skarpetami.
Babcia Stefanii co roku, dokładnie w wigilię świąt Bożego Narodzenia, wyposaża wnuczkę w kolejną, ciepłą parę frocianych skarpetek.
Każdy kto wie ile lat ma Stefania, wie również ile ma ona par skarpetek. Jednak wśród nich wszystkich jest jedna absolutnie wyjątkowa para.
Tak wyjątkowa, że trudno to sobie wyobrazić!

Pewna para skarpet (w kolorowe paski) jest przez Stefanię tak uwielbiana, że nosi ją ona każdego dnia (oczywiście, tylko po domu, zamiast kapci).
Skarpetki te są już trochę zdarte, jedna z nich ma nawet małą dziurkę. Z tego powodu Stefania nigdy ich nie pierze ("Bo jeszcze by się zniszczyły od nadmiaru wody!" - ostrzega Stefania).

Łatwo sobie wyobrazić, że ta wyjątkowa para skarpet nie pachnie zbyt ładnie. I jest już nieco... ubrudzona. 
I właśnie ten brud, kurz i niezbyt miły zapach sprawiają, że coś dziwnego dzieje z tymi skarpetkami!!


Każdej nocy, kiedy Stefania kładzie się spać, ściąga skarpetki i rzuca je na podłogę (w skarpetach pod kołdrą jest jej jednak za gorąco). Gasi lampkę nocną i zasypia. 

A wtedy...
...obie brudne skarpety... ożywają! 

Co noc wybierają się na podbój świata!

Skarpeta Józek (prawa) zawsze jako pierwszy podpełza do drzwi wyjściowych. Jest w nieco lepszej sytuacji niż Skarpeta Roma (lewa), która ma dziurę na pięcie (przez to nie potrafi tak szybko się poruszać). 
Skarpety wyślizgują się szparą pod drzwiami i wychodzą do ogrodu. 
Jeśli wieje wiatr, mają spore szczęście. Mogą zwiedzić dalekie zakątki świata! Wystarczy, że staną na schodkach i, przy dużym podmuchu wiatru, podskoczą wyyysoko. 
Wiatr niesie je w przeróżne ciekawe, tajemnicze miejsca. 

Jak wracają do domu? Nie mam bladego pojęcia!


Stefania nie wie co wyprawiają jej skarpety, ale nabiera już pewnych podejrzeń.

niedziela, 7 października 2012

Betsy


Oto Betsy. Betsy lubi kolorowe sukienki w kropki, opaski do włosów i piegi :) Ma trzy córeczki i jedną pasję - szyje lalki (pozazdrościć tym dziewczynkom! Wyobraźcie sobie ile one mają lalek!). 
To nie wszystko! Betsy szyje też domki - poduszeczki, tildy, zające, lepi anioły i takie lalki Niedozabawy! Nie wiem jak je nazwać. Wyglądają tak: klik!. Najbardziej podoba mi się ta pierwsza - Fryderyka! Wygląda jakby przyjechała z Paryża! 

A ja uwielbiam Paryż!

Kiedyś będę mieć w Paryżu przytulne mieszkanko w widokiem na Wieżątko Ajfla... Ah. Jak tylko znajdę pracę! Mogę tam pojechać nawet moim superszybkim "Jagularem" marki Tico! (Do pracy i do Paryża.) Szkoda tylko, że francuski język jest taki trudny :(

A wracając do Fryderyki... 

Jest taki jeden Ferdek, który zawdzięcza swoje imię tak wielu osobom, że trudno jest wszystkie tu wymienić! Wśród nich są takie osobistości jak: Ferdek Kiepski, Freddy Krueger, Freddie Mercury,  Fred Astaire, Fernando Alonso i Byczek Fernando.
Ferdek miał być gończym polskim, ale wyrósł z niego raczej... Kundalini (taka rasa stworzona na potrzeby Ferdka). Ma jednak coś z gończego we krwi bo biega szybko jak gepard! Laura, która jest jego siostrą (coś tam już o niej wspominałam) i jest nieco bardziej rasowym wyżłem, gubi nogi próbując go dogonić!

Ferdek jest straszliwie mądry! Rozumie prawie każde słowo, czasem nawet lepiej ode mnie wie, że właśnie chcę z nim wyjść na spacer. Trzeba bardzo uważać o czym się mówi w jego towarzystwie bo momentalnie wyłapuje zdania, które zna (a zna ich zadziwiająco dużo!).
Ferdek ma uszka jak pierożki, które śmiesznie sterczą - jedno w górę, drugie w bok. 

Fot. www.piotrgalus.pl

Strasznie nieregularnie jest na tym moim niemoralnym blogu. Ale nie potrafię tego zmienić niestety.
Jedyne co mogę zrobić to Was pozdrowić! :)

---
Ogłoszenie z ostatniej chwili ;) (bo mi się "przypomło")

Jakby któraś z Was (z Krakowa i okolic) miała jakieś rzeczy, które chciałaby oddać do schroniska dla psów, to ja się wybieram moim Jagularem. Będę zawozić sporo starych prześcieradeł i kocyków!
Oni tam bardzo potrzebują takich rzeczy - zwłaszcza teraz bo idzie zima!
Już trzy razy zawoziłam im tego typu "manatki" i zawsze chętnie przyjmują.
Także zachęcam - zawieźcie same, albo dajcie znać to się jakoś umówimy!

sobota, 6 października 2012

Niespodziewajka

 







Zgadnijcie co! 

Dostałam pudełeczko, a w pudełeczku paczuszki starannie opakowane, a w paczuszkach... Same niespodziewanki! :)
Paczuszka przybyła od samej Piegowatej (klik!). Spodziewałam się słonika, którego wylosowały dla mnie sprytne łapki małej Alicji :) A tymczasem, oprócz słonika... Niebieska sowa, piękna jesienna dynia, fantazyjne żołędzie z naturalnymi czapeczkami! Nawet nie wiecie jak się cieszę! :)

UWIELBIAM niespodzianki!

Słoń grzecznie pozwolił się rozpakować, ukłonił mi się i powiedział "Dzińdobry". 
Od razu powędrował niezdarnie (ma takie małe nóżki i duuuży brzuuuch i przez to tak zabawnie chodzi:)) do drugiej paczuszki. Wskazał ją trąbą mówiąc"tu" (od razu zrozumiałam, że jest nieśmiałym zwierzątkiem). Odwinęłam papier, a z wnętrza wyskoczyła radosna sówka! Ona to mówiła tyyylee, że połowy słów nie zrozumiałam! Wszystko zlało się jakby w jedno, dłuugie słowo:
CześćjestemSówkastraszniedługolecieliśmywtychpaczkachijeśćmisięchcealePiegowatadałanamjedzenie
nadrogęijestwnastępnejpaczceotwórzjąszybko!
Mamma mia! - pomyślałam sobie słysząc tą paplaninę.
Otworzyłam kolejne niespodzianki, a tam jesienna dynia i fantazyjne żołędzie! Sówka od razu chciała zjeść jednego żołędzia, ale poprosiłam ją żeby się powstrzymała i szybko zrobiłam im zdjęcie:



Na pozostałych fotografiach jest tylko jeden żołądź bo Sówka zjadła drugiego, a słonik trzeciego.
W ogóle to ta Sówka cały czas gada co jej ślina na język przyniesie! Że śmiesznie jest bo spadają liście z drzew, a ona nigdy czegoś tak śmiesznego nie widziała. I że słoń jest nieśmiały jak nie wiem co, więc ona musi mówić za niego. Że chciałaby latać, ale jest jeszcze za młoda i na wszystko przecież przyjdzie odpowiedni czas. I że w paczce na poczcie strasznie nimi rzucali na wszystkie strony i że słoń to znosił dzielnie bo jest straszliwie odważny, ale jej się chciało wymiotować czasem.
Tak sobie trochę pogadałyśmy i spostrzegłam, że Sówka i słoń są ze sobą bardzo zżyci. Słoń ciągle tylko patrzy co robi Sówka i jej pilnuje. Zdaje się, że czuje się za nią odpowiedzialny!

Dowiedziałam się również, że słoń nie ma imienia! Czy ktoś wie, jak ma na imię ten słoń?

Jeszcze raz bardzo dziękuję Piegowatej i szanownej komisji losująco-nadzorującej! :)