Wracam do tego co wydarzyło się w Ogrodzie Zoologicznym pana Zenona! Jakby ktoś nie pamiętał na czym skończyłam relację bociana: klik!
Co tak zdziwiło wszystkich przechodniów, którzy tego dnia znaleźli się w pobliżu zoo?
Tuż nad wejściem do zoo, kilka metrów nad ziemią, unosił
się… hipopotam! Prawdziwy, żywy hipopotam!
- To przecież Bogdan! – krzyczał zaaferowany pan Zenon,
właściciel Ogrodu Zoologicznego, biegając w kółko obok wybiegu dla hipopotamów.
– Bogdan, co Ty wyprawiasz?! Przecież hipopotamy nie latają! Mamma mia!
Bogdan (klik!) zdawał się wcale nie reagować na wołania pana Zenona.
Unosił się w powietrzu, delikatnie falując na wietrze (jakby ważył pół tony mniej!) i uśmiechał się
najszerzej jak tylko potrafił. Był tak zadowolony, że jego policzki zrobiły się
całe różowe! Od czasu do czasu Bogdan wybuchał głośnym, serdecznym śmiechem i
machał łapą do swojej córeczki, małej hipopotamki, która spoglądała na niego z
dołu.
Pod wybiegiem dla hipopotamów zebrali się
wszyscy pracownicy zoo. Na miejsce przybyła również pani weterynarz Frania. Dobrze, że akurat miała przy sobie lornetkę!
Stanęła obok małej hipopotamki i bardzo dokładnie oglądnęła jej latającego
tatę – przez lornetkę. Precyzyjnie przyglądnęła się jego brzuchowi,
wielkim łapom i pazurom. Poprosiła go nawet, żeby otworzył paszczę i sprawdziła
stan jego uzębienia. Wszystko wydawało się być w porządku. Hipopotam Bogdan był
zdrowy. Frania nie potrafiła powiedzieć dlaczego taki wielki zwierz unosił się
w powietrzu!
Powstała straszna wrzawa. Pracownicy zoo przekrzykiwali się
nawzajem wymyślając absurdalne powody tego niecodziennego zjawiska. Sebastian
(który w zoo zajmował się czystością wybiegów) uparcie twierdził, że hipopotam
musiał połknąć w całości miejskiego gołębia. Gołąb latał w wewnątrz hipopotama
próbując się z niego wydostać i w ten sposób unosił go w powietrzu. Nikt nie
uwierzył w dziwną teorię Sebastiana. Przecież w pobliżu Ogrodu nie było nigdy żadnych gołębi!
Biedny pan Zenon krążył wokół wybiegu zdenerwowany. Co
chwilę łapał się za głowę i mruczał po nosem coś w stylu: „Jak to możliwe?”,
„Co teraz będzie?”, „Jak my go teraz nakarmimy skoro jest tak wysoko?”.
- Nie może przecież tak latać w nieskończoność! – przemówił głośno – W końcu zgłodnieje i zejdzie na ziemię, żeby coś zjeść!
Irenka (klik!) przygotowała dla hipopotama Bogdana same
najwspanialsze kąski, które Bogdan od zawsze uwielbiał (risotto, łazanki i pulpet). Nałożyła mu porcję
większą niż zazwyczaj i ustawiła ją tak, żeby aromat jedzenia szybko
dotarł do wrażliwego nosa hipopotama. Wszyscy mieli nadzieję, że to przekona
Bogdana do wylądowania.
Nic z tego.
a kiedy Bogdan posiadł licencję pilota:)? Kupiona u żabki :)?
OdpowiedzUsuńHa, to jest kolejna tajemnica! :)
UsuńMery, ze tak powiem, wymiatasz. Świetna historia. Będę teraz czekać na kolejny odcinek niecierpliwie, jak na ulubiony serial ;) :)
OdpowiedzUsuńCieszę się :) Dzięki ;)
UsuńJa tam bym się skusiła na łazanki...
OdpowiedzUsuńKażdy by się skusił ;) Ale w sumie to nie wiem co fajniejsze: latanie czy łazanki...? :)
UsuńNiezła historia :)
OdpowiedzUsuń:)
UsuńJa stawiam na problemy gastryczne:)
OdpowiedzUsuńHahahaha :D
Usuńno uśmiecham się pod nosem:)
OdpowiedzUsuńDzięki:)
:)
UsuńŚwietna historia, to musiał być wspaniały widok takiego szczęśliwego unoszącego się hipcia :)
OdpowiedzUsuńSuperowo :))
OdpowiedzUsuńNajpierw Cię zapraszam na candy z Bambi co byś znowu nie przegapiła http://smakkropki.blogspot.com/2012/10/candy-z-bambi.html No ciekawa jestem co go skusi, żeby zejść ;) czekam na cd ;) Buziaki
OdpowiedzUsuńna bank nie mogl on ten hipcio znaczy sie bąka puścić ! a jak wiadomo hipcio to duże zwierze więc i bąk proporcjonalnie duzy musi być i aż się boję co to bedzie jak on tego bąka w końcu puści !!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńHahahaha :D Nie wiem co wtedy będzie! Aż strach myśleć!
UsuńPolubilam Bogdana...Przykro by bylo, gdyby stracil swe sluszne ksztalty na przymusowej diecie... No niechze laduje szybko:))
OdpowiedzUsuń