piątek, 18 października 2013

Historia z pewnej klatki

W klatce Łucji mieszkał bandzior.

To znaczy nie w prawdziwej klatce (bo Łucja nie była małpką) lecz w bloku, a konkretniej - w mieszkaniu na przeciwko, na parterze. Bandzior miał na imię Łukasz, a więc jego imię zaczynało się na tę samą literę co imię Łucji. Sytuacja z imieniem bardzo Łucję stresowała już od najmłodszych lat.
Babcia Łucji, a także pani Basia (sąsiadka z pierwszego piętra) twierdziły, że Łukasz wyrośnie na bandziora. Wszystko na to wskazywało: był bardzo rozczochrany, biegał szybciej od innych i miał zawsze brudne kolana. Jakby tego było mało potrafił pluć na odległość i wcale nie chciał zostać strażakiem ani innym dzielnym wojownikiem.

Łucja, która zawsze była pięknie uczesana w warkocze, straszliwie bała się tego, co łączyło ją z Łukaszem. Fakt, że ich imiona zaczynały się na tę samą literę powodował u małej Łucji silną bezsenność! A co jeśli Łucja też stanie się bandziorem? Nie ma się co oszukiwać, imię jest przecież strasznie ważne, określa charakter człowieka (tak zawsze mówiła babcia), a ich imiona były przecież prawie identyczne!

Minęło kilka lat szalenie stresujących dla sąsiadki Łukasza - Łucji. Obydwoje dorośli do pryszczy i stało się najgorsze! Potwierdziły się wszystkie obawy babci oraz pani Basi. Pewnego letniego wieczoru (jednego z tych wieczorów, kiedy słońce zachodzi po dwudziestej drugiej) babcia spotkała na klatce Łukasza. Nie była to rzecz dziwna, mijali się tak przecież przez całe życie. Jednak kątem oka babcia dostrzegła na jego dość umięśnionym ramieniu... rybkę! I statek! A właściwie to wielki okręt z gołą panią na rufie! Jednym słowem... Łukasz miał TATUAŻ!!!

- Matko święto... - westchnęła babcia i zbladła. Ona wiedziała! Od lat wiedziała co się święci - Łukasz był bandziorem! Nie trudno sobie wyrazić co się potem stało. Babcia spakowała walizki i pojechała do Londynu, do swojego brata, aby załatwić Łucji naukę w jednej z tamtejszych szkół. Byle jak najdalej od niebezpieczeństw jakie niosło ze sobą nastoletnie życie na osiedlu wśród wytatuowanych bandziorów! Łucja została w domu, aby opiekować się kotem Romualdem i nie opuszczać lekcji.

Wszystko potoczyłoby się tak jak zaplanowała babcia - Łucja wyjechałaby do dalekiego kraju, aby pilnie uczyć się języków i kształcić na poważnego prawnika lub lekarza. Pod czujnym okiem angielskiego wujka-dziadka wyrosłaby na poważną kobietę sukcesu. Z całą pewnością wszystko potoczyłoby się właśnie tak, gdyby nie... Poldek.

Poldek był pracownikiem zakładu energetycznego. Swoją pracę traktował szalenie poważnie, jednak tego wieczoru wypadały urodziny jego żony Teresy. Poldek, jako wieloletni i doceniany pracownik stwierdził, że nic się nie stanie jeśli jeden raz wyjdzie z pracy wcześniej (nie mówiąc o tym nikomu). Pech chciał, że właśnie wtedy, kiedy uciekł z pracy nastąpiła awaria...

Łucja spędzała właśnie samotny wieczór przed telewizorem (leciał jej ulubiony serial o lekarzach). Zajadała niezdrowe czipsy korzystając z okazji, że nie widzi tego jej babcia. Planowała zrobić sobie także relaksującą kąpiel. I właśnie wtedy niespodziewanie zgasło światło! W całym mieszkaniu zapanowała kompletna ciemność! Łucja wpadła w panikę, co jest rzeczą zrozumiałą, gdyż każda młoda dziewczyna boi się ciemności będąc sama w domu. Przykryła się kocem po same uszy, ale bardzo szybko zrobiło się jej strasznie gorąco. Nigdzie w pobliżu nie było też kota Romualda, którego obecność dodałaby Łucji trochę odwagi ("Pewnie wyskoczył przez okno na spacer, drań jeden!" - pomyślała Łucja ze złością).

Nie było wyjścia. Łucja spakowała plecak i postanowiła pójść na noc do Poli, jej najlepszej koleżanki. Nie mogła wyjść drzwiami, ponieważ na klatce schodowej było mnóstwo mężczyzn naprawiających prąd. Śmiali się złowieszczo i tak bardzo hałasowali, że Łucja musiała znaleźć sobie inną drogę ucieczki (strach przed ciemnością zdążył już sparaliżować całe jej ciało, a także umysł!). Nie zastanawiając się długo wybrała drogę kota Romualda - wystawiła nogi za okno i wyskoczyła (mieszkanie znajdowało się na przecież na parterze).

Co było dalej? Wyskakując w pośpiechu, Łucja skręciła sobie kostkę w lewej nodze! Upadła na trawę i płakała z bólu (ale bardzo cichutko, żeby nikt przypadkiem nie usłyszał). W pięć sekund przybiegł do niej kot Romuald zaskoczony widokiem swojej właścicielki wychodzącej przez okno. Krążył w okół niej i głośno miauczał. Parę minut później na horyzoncie pojawił się także Łukasz. Na jego widok z ust oszołomionej Łucji wymsknęło się brzydkie słowo (pierwszy i ostatni raz w życiu!). Łucja już dawno przestała się bać Łukasza. Nie chciała jednak aby ktokolwiek widział jaką głupotę zrobiła ze strachu przed ciemnością!

Tymczasem Łukasz spokojnym krokiem podszedł do Łucji i po krótkiej wymianie zdań wpakował ją do swojego bordowego Tico. Pojechał wprost do szpitala (biedny Tico sprawiał wrażenie, że od nadmiernej prędkości zaraz się rozpadnie!). Na miejscu dokonano koniecznych badań i zalecono Łucji odpoczynek we własnym domu (co brzmiało całkiem sensownie).
Po raz pierwszy w życiu Łucja spędziła cały wieczór w towarzystwie Łukasza, który miał tatuaż na ramieniu. Okazało się, że studiował malarstwo, pracował w małym sklepiku z rękodziełem, hodował szynszyle i mrówki i w ogóle był strasznie sympatyczny i miły i zaskakująco wesoły. Nie było wyjścia, Łucja z miejsca się w nim zakochała!

Jak na to wszystko zareagowała babcia? Czy Łucja wyjechała do szkoły w Londynie? Kiedy na stopie Łucji pojawił się tatuaż? Tego wszystkiego możecie się sami domyślać ;)

--

Koniecznie zaglądnijcie do Marysiowa! Jest tam najnowsza sesja zdjęciowa małej Marysi, którą robił Monsz (a ja stałam mu nad głową i gadałam - jak zwykle). Marysia jest bombową królewną! :)

Na koniec kilka zdjęć komórkowych ze Szwecji. Uwielbiam Pippi i Muminki i drewniane koniki i ciastka i niebieskie domy! :)

16 komentarzy:

  1. Uwielbiam takie historie...bandziorowy romantyzm;) Pozdrawiam ;) P.S. Czy kot Romuald wrócił sam bezpiecznie do domu?

    OdpowiedzUsuń
  2. Taak, kot Romuald wrócił do domu przez otwarte okno, z którego wyskoczyła Łucja. A na kolację zjadł puszkę szprotek :) Hihi

    OdpowiedzUsuń
  3. Jaki NIEBIESKI domek!!! Ach, to na pewno tam zamieszkała Łucja z artystą Łukaszem:) I razem wystawiali jego prace w tej wąskiej uliczce - wisiały na szarym sznurku poprzypinane kolorowymi klamerkami:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rany...idę sobie zrobić taką kawę, aż mi policzki się ścisnęły:)

      Usuń
    2. Taaaak! To świetny pomysł z tym domkiem i uliczką! Jestem pewna, że tak właśnie było :D

      Usuń
  4. Ahahaha jaka historia!!! Pomysły czerpane z życia czy takie całkiem z sufitu? Genialne:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Genialna historia! Zaczytałam się :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej, superowo słyszeć pochwałę od autorki najpiękniejszych lalek-superbohaterek w świecie! :)

      Usuń
  6. Idealnie na Samotny Matczyny wieczór :-) Ps. Obrazek dotarł. Bardzo dziękuję. Jest cudowny i stoi sobie na półce w sypialni tak żebym mogła z samego rana od razu go zobaczyć. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, superowo, że dotarł! :) A ja się w poniedziałek zabieram za portrety! :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Och!!! Cudownie!!! :) Również pozdrawiam :)

      Usuń
  7. Ależ dramaturgia!!! Ci mężczyźni naprawiający prąd- Brrr... A jaki farciarz z Absurdaliusza! Że też sama nie wpakowałam się z nim do koperty ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absurdaliusz był zwierzęciem światowym już od samego początku. Fakt, że błąkał się w Warszawie świadczy o tym, że jest prawdziwym podróżnikiem z krwi i kości! Takim go Jarecka stworzyła. I dzięki jej za to!

      Usuń
  8. Pozdrowienia więc dla Łukasza i nogi z tatuażem:)

    OdpowiedzUsuń
  9. z babciowych bandziorów wyrastają fajne chłopaki, wiadomo nie od dziś ;)
    uściski!

    OdpowiedzUsuń