środa, 25 czerwca 2014

Moda na sen

Laura nie pamięta kiedy ostatni raz popatrzyła na zegarek.
Wcale nie z tego powodu, że go zgubiła lecz dlatego, że perfekcyjnie opanowała poczucie czasu.
Wystarczy, że kątem oka ujrzała cienie drzew padające na ścianę kamienicy na przeciwko. Albo usłyszała gwizd czajnika u sąsiada z dołu. Lub odebrała telefon od Janusza (który zawsze o tej samej porze przypominał sobie o Laurze, dzwonił i pytał czy obejrzą dziś wspólnie film w telewizji).
Co czwartek Laurę budziła śmieciarka wjeżdżająca z łomotem na jej podwórko.
W soboty wstawała wraz z pierwszym warkotem kosiarki sąsiada z (jedynego w okolicy) domku jednorodzinnego.
W pozostałe dni tygodnia budził ją Gryzli - pies z góry, który szczekał z rozpaczy zaraz po tym, jak jego pani wychodziła do pracy (szczekał równe pięć minut, a potem szedł spać).
O porze obiadowej przypominały Laurze zapachy dochodzące ze wszystkich możliwych stron - napływały z klatki schodowej, z uchylonego balkonu, a nawet z kratki wentylacyjnej w łazience (łazienką dopływał do niej także zapach papierosów, które jedna z sąsiadek wypalała w wannie, zawsze przed pójściem spać). Wraz ze wszystkimi mieszkańcami okolicznych kamienic Laura gotowała ziemniaki i tłukła kotlety.
Wieczorny rytm układał się podobnie. Najpierw dzwoniła mama (z pytaniem co słychać i czy Laura zjadła dziś obiad). Potem dzwonił tato (nie pytał o obiad), a w tym samym czasie przychodził Janusz, włączał komputer i wybierał film (niezbyt romantyczny, ale też bez strzelanek). Następnie Laura szła do łazienki, gdzie brała prysznic - wspólnie z sąsiadką (tą palącą papierosy w wannie. Laura już dawno miała zmienić czas swojej kąpieli, ale wciąż o tym zapominała). Po kąpieli obficie smarowała się pachnącym balsamem (żeby pozbyć papierosowego smrodu), wypijała szklankę wody (dla zdrowia) i układała się na kanapie obok Janusza. Oglądali półtoragodzinny film, robili się senni i szli spać dokładnie w momencie, kiedy usłyszeli chrapanie pana Pawła z mieszkania po prawej.
Zegarek przestał być Laurze potrzebny. 

Pewnego razu Laura wyjechała na kilka dni za miasto. Zostawiła w domu chrapanie pana Pawła, zapach zupy jarzynowej, odgłos śmieciarki i szczekanie psa Gryzli. 
Przyjechała na wieś prawdopodobnie koło południa (godziny nie da się jednoznacznie ustalić), pospacerowała po łące, nawdychała się niezwykle aromatycznego świeżego powietrza i kompletnie straciła poczucie czasu! Poczuła się zmęczona, więc zwinęła się w kłębek na materacu (na werandzie pachnącej piwoniami) i zasnęła. Obudzono ją po trzech dniach! Małe pajączki uwiły pajęczyny we włosach Laury, a myszy polne beztrosko przebiegały przez jej plecy - w drodze z ogrodu do swojej norki. Całe szczęście, że Kuba, kuzyn Laury, wziął się w końcu za koszenie trawy i znajomy warkot kosiarki wybudził ją ze snu. Przespałaby cały tydzień!

------

Chciałabym przespać cały tydzień na ciepłej werandzie pachnącej piwoniami.

5 komentarzy:

  1. Utożsamiam się z Laurą ogromnie! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A jak by ją ten Kuba kosiarką potraktował? To mogło się źle skończyć.

    OdpowiedzUsuń
  3. O! zupełnie tak samo mam. Tylko trzech dni jeszcze nie udało mi sie przespać.
    Ba! jednego.... - chyba pojadę na wieś.
    A u sąsiadów z dołu dziś młoda kapusta....

    OdpowiedzUsuń
  4. Chętnie bym przespała chociaż jeden cały dzień, nawet i na werandzie - byleby nie było pajączków :)

    OdpowiedzUsuń