Wcale nie z tego powodu, że go zgubiła lecz dlatego, że perfekcyjnie opanowała poczucie czasu.
Wystarczy, że kątem oka ujrzała cienie drzew padające na ścianę kamienicy na przeciwko. Albo usłyszała gwizd czajnika u sąsiada z dołu. Lub odebrała telefon od Janusza (który zawsze o tej samej porze przypominał sobie o Laurze, dzwonił i pytał czy obejrzą dziś wspólnie film w telewizji).
Co czwartek Laurę budziła śmieciarka wjeżdżająca z łomotem na jej podwórko.
W soboty wstawała wraz z pierwszym warkotem kosiarki sąsiada z (jedynego w okolicy) domku jednorodzinnego.
W pozostałe dni tygodnia budził ją Gryzli - pies z góry, który szczekał z rozpaczy zaraz po tym, jak jego pani wychodziła do pracy (szczekał równe pięć minut, a potem szedł spać).
O porze obiadowej przypominały Laurze zapachy dochodzące ze wszystkich możliwych stron - napływały z klatki schodowej, z uchylonego balkonu, a nawet z kratki wentylacyjnej w łazience (łazienką dopływał do niej także zapach papierosów, które jedna z sąsiadek wypalała w wannie, zawsze przed pójściem spać). Wraz ze wszystkimi mieszkańcami okolicznych kamienic Laura gotowała ziemniaki i tłukła kotlety.
Wieczorny rytm układał się podobnie. Najpierw dzwoniła mama (z pytaniem co słychać i czy Laura zjadła dziś obiad). Potem dzwonił tato (nie pytał o obiad), a w tym samym czasie przychodził Janusz, włączał komputer i wybierał film (niezbyt romantyczny, ale też bez strzelanek). Następnie Laura szła do łazienki, gdzie brała prysznic - wspólnie z sąsiadką (tą palącą papierosy w wannie. Laura już dawno miała zmienić czas swojej kąpieli, ale wciąż o tym zapominała). Po kąpieli obficie smarowała się pachnącym balsamem (żeby pozbyć papierosowego smrodu), wypijała szklankę wody (dla zdrowia) i układała się na kanapie obok Janusza. Oglądali półtoragodzinny film, robili się senni i szli spać dokładnie w momencie, kiedy usłyszeli chrapanie pana Pawła z mieszkania po prawej.
Zegarek przestał być Laurze potrzebny.
Pewnego razu Laura wyjechała na kilka dni za miasto. Zostawiła w domu chrapanie pana Pawła, zapach zupy jarzynowej, odgłos śmieciarki i szczekanie psa Gryzli.
Przyjechała na wieś prawdopodobnie koło południa (godziny nie da się jednoznacznie ustalić), pospacerowała po łące, nawdychała się niezwykle aromatycznego świeżego powietrza i kompletnie straciła poczucie czasu! Poczuła się zmęczona, więc zwinęła się w kłębek na materacu (na werandzie pachnącej piwoniami) i zasnęła. Obudzono ją po trzech dniach! Małe pajączki uwiły pajęczyny we włosach Laury, a myszy polne beztrosko przebiegały przez jej plecy - w drodze z ogrodu do swojej norki. Całe szczęście, że Kuba, kuzyn Laury, wziął się w końcu za koszenie trawy i znajomy warkot kosiarki wybudził ją ze snu. Przespałaby cały tydzień!
------
Chciałabym przespać cały tydzień na ciepłej werandzie pachnącej piwoniami.
Utożsamiam się z Laurą ogromnie! :)
OdpowiedzUsuńA jak by ją ten Kuba kosiarką potraktował? To mogło się źle skończyć.
OdpowiedzUsuńA no tak, przecież ona na werandzie!
UsuńO! zupełnie tak samo mam. Tylko trzech dni jeszcze nie udało mi sie przespać.
OdpowiedzUsuńBa! jednego.... - chyba pojadę na wieś.
A u sąsiadów z dołu dziś młoda kapusta....
Chętnie bym przespała chociaż jeden cały dzień, nawet i na werandzie - byleby nie było pajączków :)
OdpowiedzUsuń