piątek, 22 lutego 2013

Sonia


Sonia bardzo chciała zostać powieściopisarką.

Po pracy (była baristką w kawiarence "Stefek") jeździła w miejsca publiczne, aby obserwować ludzi i poznawać ich zachowania i reakcje (wszystko po to, żeby jej powieść była bardziej realistyczna). W poniedziałkowe popołudnia przechadzała się po supermarkecie, we wtorki wybierała skwerek "psiarzy", w środy - place zabaw, czwartki i piątki przeznaczone były na kluby i kawiarnie, a weekendy na galerie handlowe oraz miejsca sezonowo atrakcyjne.

W trakcie tych przechadzek ściskała w dłoni mały notesik (ukradziony z zapasów kawiarenki "Stefek") oraz ołówek (zabrany ze sklepu meblowego "Ikea") i skrupulatnie notowała zaobserwowane zachowania i zasłyszane rozmowy międzyludzkie (ale tylko te, które wydały jej się wyjątkowo intrygujące!).
 
Weekendy były najlepsze. W weekendy całe rodziny poświęcały wolny czas na wspólną rozrywkę. Do najpopularniejszej rodzinnej rozrywki należały wielkie zakupy w ogromnym hipermarkecie. Sonia czekała na te dni przez cały tydzień! Po takiej przechadzce w jej notesiku pojawiały się dziesiątki stron zapisanych rozmówkami w stylu: "Ja będę duża to zostanę psychologiem bo on leczy psy" albo: "Tak, ty jesteś taka sama jak twoja mama! Identyczna!".

Pewnego razu, do kawiarenki "Stefek", wszedł menel z gitarą.
- Cześć wiewióreczko - powiedział do niej. - Mam na imię Dariusz.
Bezceremonialnie usiadł na taborecie, wyciągnął z pokrowca niebieską gitarę (mówiąc, że ma na imię Daria) i zaczął grać. Sonia, kompletnie zaskoczona, nie odezwała się ani słowem. Od tamtej pory menel Dariusz odwiedzał ją niemal codziennie. W pożółkłym woreczku przynosił mieloną kawę i prosił o odrobinę wrzątku (ręce, którymi podawał woreczek całe były w zaropiałych owrzodzeniach). Siadał na taborecie i opowiadał jej przeróżne historie z życia bezdomnego (które były dla Soni tak egzotyczne, jak wyprawa do dalekiego kraju).

Opowiadał o Agnieszce - miłości życia, o partyjce szachów pod arkadami na Grodzkiej (wygrał wtedy Darię), o ciotce, która nie mogła mieć dzieci i zwariowała oraz o chłopcu, który w tym czasie umarł przygnieciony przez most zwodzony, o kolegach "na gigancie", o człowieku, który przetrwał na pustyni dzięki specjalnej odmianie glonów.
A Sonia tylko słuchała i kiwała głową ze zdziwienia. Od menela Dariusza dowiedziała się o życiu znacznie więcej, niż w czasie wszystkich swoich badawczych przechadzek po supermarketach.


Tak mi się dziś napisało jakby smutnawą bajkę (z życia wziętą, jak większość bajek). Równoważę ją bardzo pozytywnym i kolorowym rysunkiem rodzinki Zuzi, który z historyjką nie ma nic wspólnego :) Zapraszam na blog mamy Zuzi - KLIK!

Ah! Jeszcze jedną rzeczą muuuuuszę się Wam pochwalić (bo to było takie strasznie miłe!!!!). Zobaczcie TU!

8 komentarzy:

  1. piękny rysunek, ciekawe jak wyglądałaby Twoim okiem moja mała rodzinka? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy dawno temu pracowałam w innym kraju, odwiedziłam wraz z koleżanką jej znajomego, starszeg juz Pana. Przyjął nas w kuchni, wyśmienita kawą i ciasteczkami z paczki. Na stole poktytym dziurawą ceratą w kratę (nigdy nie lubiłam cerat na stole, były dla mnie takie biedno-barowe...)postawił likier kawowy własnej produkcji. W kuchni prócz biednych sprzętow nie miał nic. Jego dzieci już dorosły, żona umarła. A on wyciągnął swoje albumy ze zdjęciami, paszporty i pokazł nam kolekcję muszli(miał nimi zapełniony bardzo duży pokój, na wszystkich półkach stały pamiątki z licznych podróży)...paszporty były CAŁE zapełnione pieczątkami, niektóre w najdziwniejszych językach świata...albumy (podarte) pękały w szwach od zdjęć barczystego, wąsatego mężczyzny w każdym możliwym zakątku Ziemi...a takich muszli i morskich stworów nie widziałam już nigdy więcej. Pan ten (choć rozumiałam co drugie słowo) raczył nas pięknymi opowieściami do wieczora:) W skromnej kuchni, przy stole pokrytym dziurawą cerata w kratę:)

    Piękną i pouczająca opowieść nam dziś przedstawiłaś, Mery:) Mi się bardzo podobała i wcale nie uważam jej za smutną:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Samo życie.
      Chciałabym, tak jak ten pan, mieć paszporty całe zapełnione pieczątkami.

      Usuń
  3. fajna historia i prawdziwa - każdy z nas mógłby czasem tak usiąść z boku i popatrzeć na innych, żyjemy w takim biegu, pełna spraw mamy do zrobienia,żyjemy tylko swoimi myślami, swoją rodziną i narzekamy a czasem warto by było tak zatrzymać czas i zastanowić się nad sobą i innymi- ja jak tak robię to potem dziękuje codziennie że mam to co mam, że właśnie mam taką cudowną rodzinkę, mam swój skarb i to mi wystarcza:) dziękuje jeszcze raz za portret, całujemy mocno

    OdpowiedzUsuń
  4. A może to kolorowa wizja przyszłości, taka o jakiej marzy Dariusz ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawa historia znaczy się bajka z życia wzieta.

    Tez noszę w torebce ołówek ikeowski, do zapisywania czegokolwiek :)

    Zobaczyłam i gratuluję, ja tez bardzo lubię Twoje ilustracje :)

    OdpowiedzUsuń