piątek, 29 marca 2013

Absurdaliusz


Już kładłam głowę na poduszce!
Już przykrywałam się kołdrą (odzianą w pachnącą Lenorem poszwę).
Już w myślach wirowały mi zalążki nowych snów.
Już czułam jak opadają moje zmęczone powieki...

Aż tu nagle ktoś delikatnie potrząsnął moim ramieniem i nieśmiało chrząknął.

Spojrzałam.
Absurdaliusz?! Aż usiadłam ze zdziwienia (Absurdaliusz nie należy do osób, które nachodzą innych znienacka)! 
- Absurdaliuszu! Co się stało??? - Lekkiego strachu w moim głosie chyba nie dało się ukryć. Trudno jest zachować spokój kiedy ktoś (kto nie ma tego w zwyczaju) nachodzi cię znienacka.
- Jest sprawa... - wyszeptał i cały się zarumienił.

Wskazałam Absurdaliuszowi miejsce na łóżku obok siebie, przeczuwając, że zapowiada się dłuższa rozmowa. Wgramolił się nieporadnie wszystkimi czterema łapami, a następnie wykonał kilka powolnych okrążeń wokół własnej osi starannie ugniatając moją kołdrę (aby wygodnie ułożyć na niej swoje cielsko). Następnie usiadł i westchnął ciężko.

- Bo ja miałbym taką ogroooomną ochotę na lody ciasteczkowe... Z polewą krówkową najchętniej... - Powiedział wpatrując się w swoją prawą łapę. - Ewentualnie mogłyby być też te o smaku melonowym...
Oj tak... Absurdaliusz doskonale wiedział co mówi. Uwielbiałam lody melonowe!
Rzuciłam okiem na zegarek (dochodziła dwudziesta trzecia). Nie było rady! Jak ktoś ma ochotę na lody (choćby to było w środku nocy) to trzeba się na te lody wybrać!

Szybko zamieniłam piżamę na pierwszą z brzegu sukienkę, wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do najbliższego McDonalda (wiedziałam, że nie mają w nim lodów melonowych, ale te ciasteczkowe też były całkiem smaczne).

Po drodze Absurdaliusz wesoło chichotał (potem zaczął coś nucić pod nosem, ale nie rozpoznałam tej piosenki). Fakt, że jedziemy na lody wprawił go w doskonały nastrój.
Absurdaliusza zawsze łatwo było wprawić w doskonały nastrój. Był z natury pogodną postacią. Lubił lody, owsiankę, miękkie kanapy i słoneczne pomieszczenia. Nie lubił właściwie tylko jednej rzeczy - kiedy ktoś uznawał go za słonia lub mrówkojada. Bo Absurdaliusz, mimo charakterystycznej dla słonia trąby, słoniem nie był w żadnym wypadku! Mrówkojadem również nie.

W McDonaldzie było pusto. Cicho grała muzyka, a sprzedawca drzemał wsparty łokciami na ladzie. Pomyśleliśmy sobie, że nie warto go budzić (pewnie był zmęczony, biedaczyna). Podeszłam do maszyny, wzięłam dwa kartonowe kubeczki i napełniłam je lodami. Obok kasy zostawiłam kilka drobnych (z wyliczonym napiwkiem). Zjedliśmy w ciszy delektując się każdą łyżeczką.

Kiedy wracaliśmy Absurdaliusz poprosił mnie, żebym zmieniła jego portret z bloga na bardziej aktualny. Poprzedni było robiony przecież tak dawno temu!
Oto jego nowa wersja (w dwóch kolorach do wyboru):


5 komentarzy:

  1. Cudowny tekst! Prześwietny Absurdaliusz :)

    OdpowiedzUsuń
  2. pięknie :) wybieram pierwszy portret
    Wesołych świąt :)

    OdpowiedzUsuń
  3. cudny blog
    juz ide obserowac
    zapraszam na odwiedzinki i do nas pozdrawiam http://dzieciozmaganiamatki.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń